Zacznijmy od najważniejszego: żyję,
nic mi nie jest ;). Będę dalej pisać i obiecuję, że takiej
przerwy już nie będzie. Coś tam skrobałam w międzyczasie ale
nigdy nadawało się to do publikacji, a to za długie, a to za
krótkie, nudne, albo zbyt szczegółowe. Nawet nie zauważyłam jak
minęło prawie 5 miesięcy! I ponad 50 000 odwiedzin!
Oczywiście sporo się przez ten czas wydarzyło - praktyki, dermatologia, patomorfologia, szalone podróże i codzienne absurdy studenckiego życia - ale nie wiem, czy jest sens to opisywać. Dajcie znać w komentarzach o czym chętnie byście przeczytali. Niestety nie udało mi się przenieść, ale to temat na osobną historię. Tymczasem może coś z bieżących wydarzeń.
Po patomorfologicznym maratonie nastał
tydzień lenistwa. No, poza Medycyną Nuklearną. Mieliśmy z tego
cudownego przedmiotu 2 zajęcia. W sumie nie więcej niż 4 godziny
zegarowe. A będzie zaliczenie! Na ocenę! Jakby nie było, nawet
zainteresowała mnie ta gałąź medycyny. Nie wiedziałam, że ma
tak szerokie zastosowanie (i domyślam się, że wielu lekarzy też
nie wie, więc nie korzysta).
Potem nastał czas błogiego lenistwa,
który spożytkowałam głównie na spanie. Spałam, budziłam się
na wykłady, po powrocie kładłam się spać. Jadłam też za
trzech. Najwyraźniej organizm postanowił uzupełnić braki powstałe
po dużym stresie, albo pozbawiony silnych bodźców mózg przeszedł
w stan uśpienia. W następnym tygodniu mogę kontynuować
niekończącą się drzemkę z drobnymi zmianami. Od poniedziałku do
środy muszę pojawić się na ćwiczeniach ze „Zdrowia publicznego
z elementami Higieny i Epidemiologii”, które oczywiście
zakończone są zaliczeniem (czy choć jeden przedmiot nie może mieć
zaliczenia za obecność?!). Jakby nie było, jutro muszę wstać na
8, więc powoli idę spać. Dobranoc! Znaczy, yyyy Arrivederci! ;)
Na koniec tradycyjnie piosenka!
Slash feat. Myles Kennedy and the
Conspirators – Shadow Life