poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Student vs patomorfologia runda 1

Z przyczyn ode mnie nie zależnych nie mogłam przez pewien czas pisać. Ale teraz jestem. I mam dla was historię wzbudzającą dreszcz na studenckich plecach pt: Student vs patomorfologia

Każdy, kto ma chociaż niewielką styczność ze studiami medycznymi wie, że są trzy kręgi piekielne, których boi się każdy żak: Anatomia, Farmakologia i Patomorfologia. Mając w pamięci boje z Anatomią postanowiłam przechytrzyć moje szczęście i zaczęłam uczyć się patomorfologii na długo przed zaczęciem bloku. Tak! Bloku! Mój eksperymentalny rok dostał w prezencie eksperymentalny model nauczania patomorfologii: 4 tygodnie zajęć, po 4 godziny dziennie. Spowodowało to oczywiście protesty wszystkich zainteresowanych, ale ja chciałam dać temu kredyt zaufania. Czy słusznie, zapytajcie po egzaminie ;)
Żeby zasady były jasne katedra wprowadziła system punktowy: codziennie za wejściówkę można uzyskać 5 punktów, za każde z 2 kół i 2 wykładówek* po 40 punktów. W sumie 245 punktów. Przepustka na egzamin to 60% tej magicznej liczby. Dostaliśmy też rozpiską zagadnień, których mamy się nauczyć na dane zajęcia i tych, które powinny być na tych zajęciach omówione oraz obowiązują nas na kolokwiach.



Ćwiczenia
Pierwsze dotyczyły autopsji: podstawy prawne, techniczne szczegóły, co można zobaczyć a czego nie znajdziemy itp itd. Zainteresował mnie ten temat. Oczka zaświeciły się też na wieść że w miarę możliwości będziemy jak najczęściej chodzić na sekcje :)
Już w pierwszym tygodniu zajęć przekonałam się, że wcześniejsze siedzenie na pato było świetnym pomysłem. Dosłownie 20 godzin to nie za dużo na ogarnięcie całego działu z Robbinsa*. A trzeba też kiedyś spać no i czasem przyplączą się jakieś wykłady.
Z uważaniem na zajęciach bywało różnie. Wiadomo, nie każdy prowadzący jest w stanie zainteresować tematem a po wejściówce poziom adrenaliny (i kofeiny i cukru) leciał na łeb na szyję i wymęczony organizm przełączał się w stan hibernacji. Ale starałam się. Naprawdę. Robiłam notatki z tego co było na prezentacji i z tego co mówił asystent. Potem, gdy je czytałam przed kolokwium byłam zaskoczona jakie głupoty tam napisałam.
Wśród asystentów można było zauważyć wyraźny podział na "starą" i "nową" szkołę. Jedni dużo mówili, niewiele pokazywali na prezentacji (albo wręcz przeciwnie, mieli tam przepisany cały rozdział) ale za to pokazywali szkiełka. Przedstawiciele "nowej szkoły" mieli kolorowe prezentacje, z dużą ilością obrazków i zdjęć preparatów, często na tych zajęciach nie włączaliśmy nawet mikroskopu. Nie twierdzę, że jakikolwiek sposób jest lepszy od tego drugiego. Jako wzrokowiec wolę czytelne, kolorowe prezentacje i w ogóle czytać a nie słuchać ale doceniam różnorodność.

Uczenie
Patomorfologia stała się tak bliska mojemu sercu, że dostała własny zeszyt ze słodką małpką na okładce. W zeszycie zapisywałam notatki z zagadnień na wejściówki, żeby potem uczyć się tylko z notatek i już nie zaglądać do książki. Około drugiego tygodnia zajęć zaczęłam uczyć się z koleżanką. Siedziałyśmy u mnie popijając herbatę i powtarzałyśmy notatki jak jakiś długi wierszyk, aż do zapamiętania. System ten świetnie się sprawdził bo nasze oceny z wejściówek gwałtownie wzrosły i do końca utrzymywały się na zadowalającym poziomie. Z wyników pierwszego kolokwium też byłam zadowolona.

Sekcje
Gdy szłam na pierwszą sekcje trochę się obawiałam. Mózgownica podsuwała mi obrazy mdlejących ludzi, albo co gorsza zwłoki jakie można zobaczyć z serialu Supernatural. Pamiętam, że zajęcia z anatomii nie były dla mnie szczególnie przyjemne. Nie lubiłam taplania w formalinie, niewiele widziałam na preparatach. Tym razem nie chciałam wyjść na mięczaka.
Przy wejściu dostaliśmy śmieszne, zielone fartuchy podobne do tych jakie noszą chirurdzy. Cała grupa wyglądała jak stado zielonych Buk :)
Miny też mieliśmy podobne. Serce waliło mi jak młot i byłam prawie pewna że padnę i umrę tu ze zdenerwowania.
Sala okazała się wielka, surowa i dosłownie zimna (pouchylane okna w październiku brrr). Moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne. Już po chwili temat bardzo mnie wciągnął. Mniej więcej wiedziałam co się dzieje, co opisuje asystent przeprowadzający sekcję  i w ogóle jak nigdy ogarniałam. Nigdy nie zapomnę tego dreszczyku emocji gdy wychodziłam. Już wtedy pomyślałam, że jest to pierwsza rzecz, która tak mnie zainteresowała na tych studiach i obiecałam sobie, że będę się uczyła Pato z zainteresowaniem i ciekawością, wkładając w to całe serce.
Przy kolejnych sekcjach ten dreszcze ekscytacji nie zniknął, przeciwnie za każdym razem podobało mi się coraz bardziej. Podczas gdy inni wychodzili wcześniej, bo im się nudziło/było zimno/niedobrze/bolały nogi, ja zawsze próbowałam zostać do samego końca.
Swoim entuzjazmem doprowadzałam wszystkich dookoła do szału, no bo ileż można słuchać o sekcjach ;)

I tym optymistycznym akcentem zakończę rundę pierwszą, którą patomorfologia jak widać przegrała.
Dzisiejsza piosenka: Slash feat. Myles Kennedy and the Conspirators - Battleground
--------------------------------------------------------------------
*wykładówka - test z temetów poruszanych na wykładach
*Robbins - patomorfologiczna biblia dla studentów

16 komentarzy:

  1. Tak mnie zachęciłaś tym opisem do pato, że nie mogę się doczekać przyszłego roku! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym opisywała pato na bieżące wpisy pewnie nie byłyby takie radosne. Ale z perspektywy czasu....
      Cieszę się, że choć kilka osób zachęcę. Dużo łatwiej się zmotywować do nauki, gdy ma się pozytywne nastawienie

      Usuń
  2. Wow, wszyscy u mnie na uczelni narzekają na pato, a tu taki pozytywny wpis. Mnie swego czasu w ogóle interesowała medycyna sądowa to może i mnie się przedmiot spodoba :D Ale najpierw trzeba przebrnąć przez anatomię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patomorfologia i medycyna sądowa mają wiele wspólnego, choć z tego co zauważyłam niezbyt się lubią ;)
      Powodzenia z anatą!

      Usuń
  3. Podziwiam samozaparcie. Tysiąc razy obiecywałam sobie, że zacznę uczyć się czegoś wcześniej i za cholerę mi to nie wychodziło. Zresztą jak i teraz... Właśnie ślęczę nad farmakologią (normalnie kocham antybiotyki) i coś się zapowiada, że dzisiaj nie uraczę snu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie umiem porządnie siąść do farmakologii. To największe zło tego świata (przynajmniej w tym semestrze)

      Usuń
    2. Wymysł szatana, zgadzam się.
      Skoro karzą mi się nauczyć Pharmindexu na pamięć, to po cholerę ten Pharmindex istnieje :P.

      Usuń
  4. Brrr, pato, to mój koszmar najbliższych dni. Egzamin coraz bliżej, a mnie to kompletnie nie wchodzi do głowy. Ale najwyraźniej jakoś się da tego uczyć, więc będę próbowała dalej ;)
    ;) Mary

    OdpowiedzUsuń
  5. Od dłuższego czasu z ciekawością czytam Twojego bloga( dokładnie od twoich ciężkich przygotowań do matury) i muszę stwierdzić, że niezwykle mnie motywujesz i inspirujesz. Co prawda dopiero kończę gimnazjum i czeka mnie przeprawa w liceum, ale już wiem,że chce iść twoją drogą ;]
    Życzę więc powodzenia na wymarzonych studiach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za miłe słowa :) nigdy nie myślałam że ktokolwiek będzie to czytał przez tak długi czas a co dopiero, że będzie to miało jakiś wpływ czyjeś życie.
    Z ciekawością będę śledzić Twój blog. Powodzenia w liceum! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie pato wygrala. dwa razy. ale do trzech razy sztuka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak kiedyś marzyłam o medycynie to właśnie chciałam iść na lekarza od sekcji zwłok ;) żałuję, że raczej nigdy nie będę miała tej okazji iść na sekcje zwłok ;/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hah. To dopiero w przyszłym roku, ale ostatnio mam fazę pozytywności. Cieszę się, że poznam te wszystki faajne mechanizmy itd :D. Po Twoim wpisie widać, że się da.
    kalectwo.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Po Twoim poście, aż po prostu nie mogę się doczekać mojego września z patomorfologią. ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. I jak wrażenia po tej patomorfologii? Zbieranie tych punktów jest niczym zbieranie groszaków do skarbonki, by zakupić gazetę Kaczora Donalda z jakimś fajnym gadżetem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam Twojego bloga od początku, alby zmotywować się o osiągnięcia celu jakim jest stomatologia, bardzo fajnie wszystko opisujesz. Od razu mam więcej zapału do nauki

    OdpowiedzUsuń