Jakiś czas temu (aż wstyd przyznać
jak dawno) w komentarzach otrzymałam poniższą wiadomość. Jako że
odpowiedź jest długa i zawiła uznałam, że czytelniej będzie
odpowiedzieć w te formie.
„Hej. Mam do Ciebie pytanie a
właściwie dwa-- mam nadzieję , że w miarę możliwości mi na nie
odpowiesz
więc.....
jak wygląda nauka języka na studiach
? dodam, że zostałam rok w domu ( poprawa tegorocznej matury) a
maturę pisałam z podstawy niemieckiego i nie wiem czy dam sobie
radę z językiem na studiach, zwłaszcza gdyby okazałoby się, że
z powodu zbyt małej liczby "niemieckojęzycznych?"
przerzuciliby mnie do grupy z angielskim -- miałam taką sytuację w
liceum, tylko że z angielskim ,w efekcie byłam w grupie z
rozszerzonym angielskim ( w takiej sytuacji było 5 osób razem ze
mną ) nauczycielka nas sobie "olała" a co za ty idzie
.....
Jak wygląda utrzymanie się na
studiach ( chodzi o książki, wyżywienie," nocleg" ) w
tym Twoim mieście ( nie mogłam znaleźć jakie to, ale pewnie za
mało się wczytałam w Twoje posty )
pozdrawiam i z góry dziękuje
K.”
Witaj K. :)
Z nauką języka na studiach jest
bardzo różnie nie tylko na różnych uczelniach ale i w różnych
grupach na tym samym roku. Wszystko zależy na jakiego prowadzącego
się trafi. Na mojej uczelni było tak, że starszy rok miał do
wyboru angielski albo niemiecki, a my (jako pierwszy rok po reformie)
już nie. Wszyscy musieli uczyć się angielskiego. Grupy nie były
podzielone wg poziomu zaawansowania a niestety wg grup dziekańskich.
W mojej było kilka osób, które nie miały wcześniej większej
styczności z językiem angielskim, ale dzięki niskiemu poziomowi
zajęć spokojnie dawały sobie radę. Niestety nie mogę obiecać,
że gdziekolwiek indziej też tak będzie.
Język niemiecki był dostępny jako
fakultet (bodajże 60 godzin) i w tej formie cieszył się dużym
powodzeniem. Z tego co słyszałam zajęcia były dopasowane do
różnego poziomu zaawansowania studentów, ciekawe i rzeczywiście
przydatne.
Ogólnie po reformie język angielski
jest tym faworyzowanym :(
Także jest spora szansa, że na
Twojej uczelni też tak będzie, ale nie ma za bardzo jak tego
sprawdzić. Możesz oczywiście popytać innych studentów, jednak na
Twoim miejscu nie przejmowałabym się zbytnio :) Język wszyscy
zdają a indywidualne zdolności zależą tylko i wyłącznie od
samodzielnej pracy.
Jeśli chodzi o utrzymanie na
studiach... Koszty na pewno znacznie się różnią w różnych
miastach. U mnie jest trochę ciężko z książkami.
Wiele katedr życzy sobie wiedzy z najnowszych wydań, a inne wręcz
przeciwnie – z jakiś konkretnych, prehistorycznych. W obu
przypadkach trzeba się nagimnastykować, żeby nie przepłacić. A w
bibliotece zawsze jest za mało egzemplarzy. Alternatywą jest
korzystanie z książek w czytelni (sprawdza się zwłaszcza, gdy
przedmiot nie trwa zbyt długo, a podręcznik jest opasłym, drogim
tomiskiem) i nieśmiertelne kserowanie.
Wyżywienie. Mam to szczęście że
mieszkam blisko kilku miejsc, gdzie można tanio i dobrze zjeść
(zwłaszcza „Kaprys” kto był ten wie o czym mówię ;) ).
Najczęściej jednak gotuję sama. Jest to dla mnie forma odprężenia
po ciężkim dniu i alternatywa dla leżenia i patrzenia się w sufit
gdy już nie chce się uczyć.
W moim mieście są 3 domu studenckie, w
tym jeden super hiper nowy i wypasiony ;) ale nigdy w żadnym nie
byłam, więc nie wiem jakie panują tam warunki i jakie są ceny.
Mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu, wraz z randomową współlokatorką
już 3 rok i chwalę to sobie. Gdy się poszuka nie ma większych
trudności ze znalezieniem pokoju blisko
uczelni/centrum.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, z
chęcią odpowiem (i postaram się zrobić to szybciej niż w
miesiąc, obiecuję)
Powodzenia w rekrutacji! :)
U mnie niemiecki też jest tylko na fakultecie z tego, co wiem, ale podziału na grupy zaawansowania nie ma i trwa to tylko chyba jeden semestr (30h)
OdpowiedzUsuńW zależności od kierunku i uczelni poziomy się różnią. Prawda jest taka, że studia kończą ludzie z różnymi poziomami języka, również tacy, którzy średnio sobie z nim radzą. A język rzecz ważna. Zwłaszcza, że osoby, które chcą iść dalej, spotykają się np. na doktoracie z egzaminem z języka danej grupy zawodowej, a wszelakiego przygotowania do pracy naukowej, publicystycznej,czy edukacyjnej również szuka się w angielsko języcznych publikacjach. Zmierzam do tego, że w język warto inwestować i to za wczas nie zależnie od poziomu panującego na danej uczelni.
OdpowiedzUsuńNawet egzamin specjalizacyjny ma zaliczenie z języka, jeśli się nie mylę. Z angielskiego korzystają też niektórzy wykładowcy w prezentacjach. Tego akurat nienawidzę - jak ktoś mówi do mnie po polsku, a wskazuje na slajdy napisane po angielsku ;/
UsuńMam też niemiłe wrażenie, że celowo olewa się nauczanie języka na studiach, żeby nie zachęcić studentów do ucieczki z kraju...
Hey! Boże jak dawno mnie tu nie było ;)
OdpowiedzUsuńTeraz znów będę regularnie wpadać ;)
Powodzenia na sesji!
Też długo nie pisałam, więc nie było po co wpadać ;)
UsuńNie-dziękuję
Czy ktoś na medycynie uczy się z podręczników anglojęzycznych? Gdy byłem na 1 roku fizjoterapii, ledwo ogarniałem po polsku o co chodzi z anatomią. Ale już na 4, 5 roku dużo czytałem anglojęzycznych żurnali i niejako po czasie przyswoiłem anglojęzyczną terminologię.
OdpowiedzUsuńNa swojej stronie wrzuciłem linki do anglojęzycznych atlasów anatomicznych: Grey's Anatomy Book, oraz atlasu anatomii radiologicznej. Nie wiem jednak, czy ktoś z takich rzeczy korzysta studiując, czy dopiero jak chce wyemigrować ;)
Witam
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń