środa, 19 grudnia 2012

Wykłady z anatomii

Siedzę właśnie na wykładnie z anatomii. Jestem tu raczej rzadkim gościem. Mam po prostu mnóstwo ciekawszych rzeczy do roboty niż siedzieć na akurat tym wykładzie. O ile ćwiczenia i samą naukę anatomii uwielbiam, o tyle wykłady są dla mnie istną katorgą. Mam wrażenie, że znaczne więcej nauczyłabym się w tym czasie sama w domu. Moje poglądy są w zdecydowanej mniejszości. Wykłady prof. S. gromadzą chyba najliczniejszą widownię.
Zwykle jak już na wykładzie jestem to przysypiam, albo przeglądam otchłanie internetu. Może po prostu nie pasuje mi sposób prowadzenia wykładu. Profesor mówi jakby dyktował (i większość żaków rzeczywiście notuje słowo  w słowo), gęsto wplatając słowa angielskie, łacińskie, czy odniesienia do etymologii danych pojęć.  Jestem wzrokowcem, moja pamięć słuchowa jest na naprawdę marnym poziomie  i bardzo źle mi się w ten sposób pisze. Wolę notować z slajdów. Tutaj zastawiono na mnie kolejną pułapkę. Slajdy są w całości po angielsku i w dodatku tak napchane tekstem, że moje krótkowzroczne oczęta ledwo co widzą.
Dziś więc pozostaje mi się uczyć parazytologii, a wykład ogarnąć na podstawie notatek jakiegoś miłego człowieka lub zignorować to i nauczyć się samodzielnie z podręczników.
Jutrzejsze zaliczenie parazytologii nie maluje się bynajmniej w tęczowych kolorach. Pomimo zerwanej nocy umiem niewiele więcej niż wczoraj i nie wiem jak na jutro to ogarnę. Pozostaje liczyć na cud i powtórzenie pytań z poprzednich lat.
Kilka nut na dziś: Extreme No Respect

PS: III termin kończyny górnej zdałam, ale była to istna partyzantka. Chyba nikt nie chciał nas tam ponownie widzieć, na IV terminie, bo wszyscy poprawiający zdali. Ledwo, ale zdali ;)

PS2: Tematem dziesiejszego wykładu jest układ rozrodczy. Piękny temat przed świętami ;)

PS3 Wybaczcie ewentualne błędy i ogólny chaos wypowiedzi, jestem na nogach od wczoraj od 5 rano i trochę przestają już kontaktować

piątek, 14 grudnia 2012

Anatomiczny horror 4 - kolokwium z brzucha

I kolejne, czwarte już kolokwium z anatomii za mną :)
Zdałam. Nie z jakimś super wynikiem, ale zdałam. Na szpilkach, ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, nie było nerwów. Były za to:
  • część odźwiernikowa żołądka
  • któraś taśma na okrężnicy poprzecznej
  • płat ogoniasty
  • żyła wątrobowa (nie jestem pewna która dokładnie)
  • mięsień prosty brzucha
  • więzadło pachwinowe

Ostatnich dwoch nie napisałam w ogóle, więc po oddaniu odpowiedzi byłam pewna, że nie zdałam.
Pytania testowe też były mniej więcej takie jak oczekiwałam. Nie powtórzyły się jednak żadne z zeszłorocznych. Były pytania o ograniczenia torby sieciowej, krążenie oboczne, unaczynienie, unerwienie, sploty trzewne. Generalnie dużo o nerwach.
Teraz zaczynemy miednicę, ale raczej nie znajdę czasu, by cokolwiek o niej poczytać. W poniedziałek mam poprawę kolokwium z ręki, niestety ze szpileczkami, a w czwartek egzamin z parazytologii. A w piątek do domku :)

Porcja muzyki na dziś to coś świątecznego w wykonaniu Metalliki :)

niedziela, 9 grudnia 2012

Mikołajki

Godzina 03:30 w nocy. Tak sobie siedzę nad anatomią, gdyż w poniedziałek mam kolokwium z brzucha i czuję, że nic jeszcze nie umiem. 
Tak sobie siedzę z gorącą herbatką i energy drinkiem, a za oknem wesoło wali śniegiem ;)
Przynajmniej będzie ładnie i pójdziemy lepić umówionego bałwana. Filozoficzne wywody tu popełniam, a miało być o mikołajkach. 
Dzień to był jak co dzień, ale podczas ćwiczeń z anatomii wpadł Mikołaj z Aniołkiem i rozdali cukierki. Bezpośrednio do kieszeni, bo łapki mieliśmy ubabrane w sieci większej :)
Moim osobistym prezentem jest taka oto figurka:

Dołączy do kolekcji, która powoli zajmuje całą półkę. Z pewnych rzeczy się nie wyrasta ;)
Jakieś grupowe obchody Mikołajek i Świąt są umówione, ale szczerze mówiąc nie wiem co gdzie jak i z kim. 
Prezentem od pana F było to, iż możemy przyjść jeszcze przed fakultetami i pooglądać preparaty. Zawsze pozostaje nadzieja, że na ostatnią chwilę coś się zapamięta. 
Jakość naszych preparatów zasługuje na osobną notkę i nie będzie to notka pochwalna. 
Tak w skrócie, to mamy same patologie: nowotwory, wycięte części i pozszywanie inaczej, tony tłuszczu, różne choroby przewlekłe,  praktycznie same tętniaki aorty itp itd. Jak w końcu zobaczymy wnętrze względnie zdrowego człowieka, to się chyba pogubimy ;)

Odnośnie kolokwium anatomii to mam pewne typy. Mianowicie
Szpilki: 
więzadło obłe lub sierpowate wątroby
żyła wrotna
płat ogoniasty lub czworoboczny (ewentualnie wyrostki)
odźwiernik
kątnica
tętnika krezkowa górna
nerw płciowo-udowy
taśma wolna
wyrostek robaczkowy
krezka czegoś
któreś z więzadeł sieci mniejszej
przewód żółciowy

Test:
co ma krezkę a co nie
ograniczenia kanały pachwinowego
brodawka Vatera
co biegnie w jakim więzadle
coś o przepuklinach
głowa meduzy
wrota wątroby
gałęzie splotu trzewnego
unaczynienie żołądka
budowa pochewki mięśnia prostego brzucha.
 
Co będzie w rzeczywistości napiszę po kolokwium. Na pożegnanie piosenka Snow zespołu Red Hot Chilli Peppers

BTW ominie mnie kolejny koncert. W czerwcu w Warszawie gra 30 seconds to Mars. 
Nie ma to jak sprawiedliwość losu...

wtorek, 4 grudnia 2012

Oto nastał ten szczęśliwy dzień


Dzisiejszy dzień należy zaliczyć do mega udanych :D.
Wejściówka z histologii zaliczona, poprawa poprzedniej wejściówki zaliczona, załatwione dopuszczenie do egzaminu z biologii molekularnej, zdane 2 kolokwia z biofizyki i poprawione 3 ćwiczenia. Dumna jestem z siebie, a co.
Dodatkowo poprawia humor fakt, iż dziś miały miejsce ostatnie ćwiczenia z biologii. Jeszcze tylko egzamin i można to wszystko zapomnieć. Dzisiejsze ćwiczenia były zresztą dość nietypowe. Mianowicie wycinaliśmy i kleiliśmy kariotyp człowieka. Podobno robi się to na lekarskim od zawsze (w każdym razie 30 lat temu moja rodzicielka też to miała). Asystentki z biologii chyba zwątpiły w naszą dojrzałość emocjonalną widząc jak przyklejamy sobie chromosomy do czoła, sklejamy palce, klejem, wylewamy rzeczony płyn na fartuchy, czy próbujemy trafić kulkami papieru do kosza. Sprawozdania z ćwiczeń także były formą ekspresji naszej artystycznej duszy :)
Pani w przedszkolu byłaby z nas dumna. 
Boje toczone z biofizyką nadają się na osobny post. Nie będę sobie tym dziś psuła krwi, bowiem dziś jest dzień zwycięstwa!!!

Na dziś piosenka, która chodzi mi po głowie od kilku dni: Slash "Bad Rain"
Uwaga w klipie obecna jest rysunkowa pornografia ;)

piątek, 30 listopada 2012

Nie samą nauką student żyje ;)

Ostatnio miałam trochę czasu, by nacieszyć się samodzielnym życiem w większym mieście. Koleżanka namówiła mnie na pójście na 20 edycję Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Cameraimage Bydgoszcz 2012.
Wybrałyśmy się na film pt: "Electrick Children". Jest to współczesna adaptacja biblijnej opowieści o Maryi i niepokalanym poczęciu. Gdybym zaczęła tu opisywać fabułę pewnie byłaby to najlepsza antyreklama w historii ;) Bo rzeczywiście, gdy się to opowiada, brzmi idiotycznie. Po prostu trzeba zobaczyć.
Są piękne zdjęcia, trochę rockowego soundtracku, wciągająca, nieszablonowa historia. Czegoż więcej chcieć? Zamiast piosenki na dziś (której i tak nikt by nie przesłuchał) wrzucam zwiastun tegoż filmu. Może kogoś zachęci.
Po seansie można było zadawać pytania autorowi tych przepięknych zdjęć. Atmosfera była dość dziwna. Jury, mnóstwo obcokrajowców i my dwie zagubione studentki ;). Ale było ok i szkoda, że festiwal już się kończy.



Poza tym koło nosa przeszedł mi koncert Slash w Katowickim Spodku.
Będzie miał miejsce 13 lutego i nie ma szans, żebym wyrobiła trasę Bydgoszcz-Katowice dwa razy w ciągu doby. Poza tym prawie wszystkie bilety zostały wyprzedane wczoraj na moich oczach (tak, siedziałam na stronie cały dzień, patrząc jak im idzie sprzedaż). Pozostaje mieć nadzieję, że zachęcony zainteresowaniem zespół wróci w wakacje.

Arrivederci, wracam do anatomii :D

niedziela, 25 listopada 2012

Update

Specjalnie dla tych, którzy trafili na blog w poszukiwaniu materiałów na kolokwium z Osteologii (lub na jego trzeci termin) zaktualizowałam stronę "STRONY MEDYCZNE" dodając interaktywne szpilki. W linki nr 3 macie właśnie quiz z osteologii. Pytań z testu nie pamiętam i nie posiadam. Arrivederci!

sobota, 24 listopada 2012

Zaległości

Długo mnie nie było, a w tym czasie na blogu wybiło 2000 odwiedzin. 
Już tłumaczę skąd ta przerwa. 
Kolokwium z kończyny górnej nie poszło dobrze. Od początku nie czułam się pewnie w tym "spaghetti" i przełożyło się to na wyniki. W pierwszym i w drugim terminie zabrakło mi dosłownie 1 punktu do zaliczenia i pisania części teoretycznej. Stąd też nie podpowiem jak wygląda test z tej części. Cóż, mówi się trudno i płynie się dalej. Gdzieś w grudniu będzie 3 termin i mam mocne postanowienie, by tym razem zdać z zapasem.
Rodzinka nie wie o tym niepowodzeniu. Przekazuję im tylko radosne wieści. Mama strasznie się przejmuje, nawet bardziej niż ja. Wiem, że nie ma co rozpaczać jest dosyć pracy "na teraz". 
W międzyczasie było jeszcze jedno kolokwium - z klatki piersiowej. Tym razem poszło mi lepiej. Szpilki zaliczyłam na 8 punktów (max to 10). W sumie strasznie się ich bałam. Ale widać niepotrzebnie. O ile dobrze pamiętam były takie struktury jak:
zatoka wieńcowa, nerw błędny, nerw trzewny większy, tętnica międzyżebrowa tylna, tętnica płucna, oskrzela główne i chyba żyła płucna. Reszty nie pamiętam, nie wiem też co miałam źle. 
Z naszej grupy szpilki zdali wszyscy. W ogóle tego dnia chyba tylko jedna osoba nie zdała. Stąd też na teście, który pisaliśmy "na kolanie" na korytarzu, był straszny ścisk. Nie było co marzyć o spokoju. Po pierwsze byłam zbyt szczęśliwa z wyników szpilek żeby  się skupić, po drugie w tym czasie zajęcia mieli studenci anglojęzyczni, co jednak trochę rozprasza, a po trzecie nad moim uchem stał jeden z wykładowców i nawijał do kogoś kogo nie widziałam. Wiem zwalam winę na innych ;). 
W każdym razie i tak nie poszło mi najgorzej 13 na 30 punktów (od 18 się zdaje). W poniedziałek poprawa. 
Co do pytań, to zupełnie mnie zaskoczyły. Z relacji poprzednich grup wynikało, że skupiają się na mięśniach grzbietu, przyczepach i funkcji dość szczegółowo. Natomiast mój test w ponad połowie było o sercu. Tzn: warstwy serca, odrobinka o rozwoju płodowym, struktury otoczone osierdziem, poza tym 1 lub 2 pytania z tchawicy i grasicy.
Trudno dokładnie opisać pytania, gdyż miały charakter "zaznacz NAJLEPIEJ pasujące" tak więc pasowało kilka, ale pełną odpowiedź zawierało tylko jedno. Sporo też było pytać typu "zaznacz FAŁSZYWE". tu dodatkowym utrudnieniem były odpowiedzi "wszystkie są fałszywe", "A i B" itd. Intuicyjne wybieranie odpowiedzi miało bardzo utrudnione zadanie. Mam nadzieję, że 2 dni pracy z streszczeniami Bochenia i Skawiną oraz własnymi notatkami pozwolą mi zdać ten test i mieć spokój na następne 2 tygodnie (do następnego kolokwium). 
Arrivederci i miłej nauki

Jako piosenka na dziś absolutnie niesamowity kawałek zespołu Hurtsmile - Just war theory

sobota, 27 października 2012

Anatomia na wesoło

Cały czas piszę o anatomicznym horrorze więc teraz coś dla odmiany :) Nie uczymy się przecież cały czas, na zajęciach nie panuje grobowa cisza i pełna powaga. Nadal wydurniamy się jak "dzieciaki" z liceum (i to się chyba jeszcze długo nie zmieni). Oto garść zabawnych sytuacji z zajęć anatomii i nie tylko
 
Miejsce akcji: Zajęcia z anatomii
Weszliśmy, a tam w pełni sprawny szkielecik, nie co to nasz z hiperkifozą i brakiem połowy kości
Do sali wpada pan W (wspomniany już potworek i postrach anatomii)
pan W (do naszego, kochanego pana F): Nie widziałeś mojego szkieletu?
pan F (czule obejmując nasz nowy szkielecik): Nie
pan W: Ale pewny jesteś. Ten wygląda na mój
pan F: Nie. On był  tu już wcześniej.
pan W: Poznaję! To na pewno jest mój!
pan F: On już tu był.
pan W: No dobra, idę jeszcze poszukać

Niestety chyba w końcu się zorientował, bo do nas powrócił ten stary :(

Miejsce akcji: Ćwiczenia z parazytologii. Oglądamy pod mikroskopem człony maciczne jakiś tasiemców i ich jaja (były tylko 3-4 preparaty na salę). Dodam, że w grupie mamy tylko 4 facetów .
Koleżanka:Ma ktoś jaja?
pani dr: No przynajmniej 4 osoby powinny mieć.

 Miejsce akcji: ćwiczenia z anatomii
Pan F pokazuje mi i 2 koleżance kość sześcienną (stopy): I widzicie, tutaj jest powierzchnia stawowa dla kości śródstopia. Jakie kości będą tu się przyszepiać
*My karpik, zero pomysłów
Pan F: No pomyślcie, kość śródstopia piąta i ...
My (chórem): Szósta!

Wyobraźcie sobie jego minę w tym momencie

Na koniec owoc pracy na wykładzie z socjologii. Można zaliczyć ten twór do pomocy naukowych ;) 
Podane nazwy są w języku angielskim (teoretycznie)

Na zdjęciu Gary Cherone - wokalista Extreme

Kilka nut na dziś: Extreme - When I'm president

poniedziałek, 22 października 2012

Kolokwium z osteologii

Zdane! W całości! Ależ się cieszę :D
Teraz czas na histologię, więc arrivederci!
 
Do posłuchania: "Persuit of happiness" Nuno Bettencourt

piątek, 19 października 2012

Anatomiczny horror 2 - kolokwium z osteologii

Wczoraj miałam pierwsze kolokwium z anatomii, a konkretnie z osteologii. Dobra wiadomość to, że zdałam. Zła, że tylko część praktyczną. Były to osławione szpileczki. 5 stanowisk, 10 preparatów, 6 minut. Byłam przedostatnia i na dobre mi to wyszło, bo nikt z oczekujących mnie nie rozpraszał gadaniem. Atmosfera generalnie była napięta, bo ukochany pan W kazał na wstępie założyć czepki (do tej pory nie musieliśmy), wywalił jedną osobę nie posiadającą czepka. i ciągle nas poganiał. Ustawili nas pod ścianą, jak na rozstrzelanie, wytłumaczyli zasady (szpilczki,wiecie co i jak, nie ściagać itp, macie 5 minut powodzenia)
Preparaty nie były trudne, ale 30 sekund to mało jeśli ma się rozpoznać jaka to kość + czy prawa czy lewa i jaka struktura jest zaznaczona + przetłumaczyć to na angielski i jeszcze poprawnie zapisać. Wielu studentkom nie pomagał w skupieniu seksowny, niski głos naszego najmłodszego"pana od anatomii" krzyczący Zmiana!!. Swoją drogą niezłe z niego ciacho (dłuższe, kręcone brązowe włosy, roześmiane oczy, typ wiecznie nierozgarniętego lekkoducha). Gdy przechodził koło naszej kolejki aż było słychać westchnienia nieodwzajemnionej miłości :).
Z mojej grupy ćwiczeniowej szpileczki zdało tak z 7 osób, czyli mniej więcej połowa. Tak się cieszyliśmy, że zagłuszyliśmy dalsze wyniki. 
Potem przyszedł czas na test teoretyczny, na który chyba nikt się nie uczył, bo inne grupy zmaltetowane zostały przez szpilki  i każdy tylko myślał, żeby chociaż je zaliczyć. 
30 pytań zamkniętych, 30 minut. W sumie piszących też było około 30. Głównie faceci, co dziwne, bo na wydziale przeważa płeć piękna. 
Żeby zdać trzyba nabić 18 punktów. Mnie niestety trochę zabrakło, ale w poniedziałek poprawka, więc będzie ok. 
Były plany, żeby opijać ten sukces, ale byliśmy wszyscy zbyt zmęczeni. 
Moją osobistą nagrodą było pójście do pobliskiego baru mlecznego i obżarcie się pysznym domowym obiadkiem, a następnie naukowe lenistwo do wieczora. 
Na następny tydzień mam całkiem sporo pracy, bo
- 2 niedokończone ćwiczenia z biofizyki i jedno nowe
- poprawa testy teoretycznego z anatomii
- wejściówka z histologii i parazytologii
- łapcia górna na ćwiczenia z anatomii (wypadałoby coś nie coś widzieć)
Na pożegnanie "You make me wanna die" zespołu The Pretty Reckless (tak, to odnośnie biofizyki)
Arrivederci :)

poniedziałek, 8 października 2012

Pomoce naukowe

Ostatnio na blog trafiało sporo osób szukających pomocy w nauce anatomii (wyszukiwane słowa kluczowe). Dlatego postanowiłam dodać stronę, na której będę umieszczała te strony, z których sama korzystam podczas nauki. Wszystkie linki wraz z krótkim opisem znajdziecie po kliknięciu na zakładkę "Strony medyczne".
Mam nadzieję, że komuś się to przyda.
Miłej nauki

czwartek, 4 października 2012

Anatomiczny horror 1

Właściwie mogę powiedzieć, że pierwszy tydzień studiów już za mną. Jutro mam jeszcze tylko wykłady z socjologii medycyny. Dziś miałam wykład w biofizyki (masakryczny zresztą) i pierwsze ćwiczenia z anatomii. Na to drugie szłam jak na ścięcie. Pięć razy sprawdziłam, czy mam fartuch, czepek i atlas, bo współlokatorka ostrzegła jak wyglądają zajęcia z panem W. Mianowicie już  na  pierwszych ćwiczeniach postraszył wejściówką, podawał nazwy po polsku, łacinie i angielsku, ale tak szybko, że nikt nie zdążył zanotować. Ponadto za jedyne źródło wiedzy anatomicznej uznał Bochenka i kazał wyuczyć się go na pamięć oraz wkurzył się, że studenci nie weszli do sali w czepkach. Warto dodać, że pan W. jest legendą, najsurowszym potworem, którym straszy się młodsze roczniki i dodatkowo opiekunem I roku Wydziału Lekarskiego. 
Więc przepełniona trwogą o własną odporność psychiczną, oczyma duszy wyobrażając sobie potworne stosy materiału na poniedziałek i katusze w czasie tej 1,5 h, powlokłam się do Katedry Anatomii Prawidłowej. Na miejscu przywitał nas nie kto inny, jak pan W. W fartuchu zawiązywanym z tyłu przypominał rzeźnika przed przystąpieniem do pracy. Wyczytywał nazwiska z listy i rozdzielił nas na 3 grupy, które poprowadził do oddzielnych sal (niebieskie kafelki do sufitu,  zapach środków dezynfekujących i formaliny). I nagle w tej scenie jak z kiepskiego horroru otwierają się drzwi, a w nich ...
Na szczęście nie pan W, ale pan F. miły starszawy pan. Na wstępie powiedział, że na razie mamy się nie przejmować czepkami. Niestety po chwili wkroczył sam pan profesor kierownik katedry i niby swobodnie odpytał nas z wczorajszego wykład. Oczywiście nazwy angielskie na pierwszym planie. Gdy sobie w końcu poszedł, atmosfera rozluźniła się i pan F. rozpoczął zajęcia. Ktoś coś szeptał o wejściówce, na co nasz wykładowca powiedział, że to przeklęte słowo i żadnych wejściówek nie będzie. 
Opowiadał ciekawie, dał nam do rąk kręgi, żebra i zachęcał do prób ich dopasowania. Wszystkiego mogliśmy dotknąć. W logiczny sposób wytłumaczył gdzie jakie wyrostki, powierzchnie stawowe i dlaczego akurat tu. Nie szastał za bardzo angielskimi słówkami (trochę chyba się wstydził, dla niego to też nowość), ale co trzeba to powiedział. Zaznaczył, że to ile się nauczymy zależy od nas i trzeba systematycznej pracy, a anatoma nie sprawi nam problemu. Zapowiedział też, że na początku każdych zajęć będziemy wspólnie powtarzać materiał na zasadzie krótkich pytań.
Wszyscy wyszli bardzo zadowoleni i odprężeni. 
Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać poniedziałkowej anatomii i z chęcią zaraz zabiorę się do pracy. Na razie umówiłam się z koleżanką K. na robienie projektu na parazytologię, która okazała się dotychczas najgorszym przedmiotem, ale o tym innym razem. Może jutro jeśli znajdę trochę czasu i nie pójdę na kolejną już imprezą integracyjną (oj lubimy się integrować :) ). 
Jeszcze tylko piosenka na dziś (ktoś w ogóle tego słucha? ) "Orion" starej, dobrej Metalliki
PS jak ktoś ciekawy mojego październikowego planu zajęć to proszę bardzo (kursywą oznaczyłam wykłady)

czwartek, 27 września 2012

Żegnaj, Zabrze

Dziś wyszła kolejna lista ŚUM. Próg wynosi 166 punktów. Jestem więc tuż "pod kreską". Może to dobrze? Nie muszę wybierać między Zabrzem, a Bydgoszczą. Mama będzie niezadowolona. Ale jej nie da się dogodzić. 
Arrivederci
P.S Dziś mija 26 lat od tragicznej śmierci Cliffa Burtona - basisty Metalliki. Dlatego przedstawiam moją ulubioną solówkę na basie w jego wykonaniu: Pulling Teeth

sobota, 22 września 2012

Bydgoszcz - pierwsze wrażenia

W czwartek pojechałam z rodzicami do Bydgoszczy na dwa dni. Podróż zajęła nam 7 godzin, które w większości przespałam :). Nic dziwnego w końcu to prawie 450 km. 
Miasto jest rzeczywiście ładne. Przypomina mi trochę Gliwice lub stare centrum Katowic (gdyby zostało odnowione). Jest dużo zieleni i ogromna przestrzeń, miła odmiana po zwartej zabudowie Śląska. Niby to nadal Polska, ale wyraźne są pewne różnice. Miasto jest leniwe. Ludzie chodzą wolniej, samochody nie pchają się na siłę i jeżdżą całkiem powoli. Co więcej, nie trzeba ryzykować życia wchodząc na pasy tuż przed jadącymi samochodami, kierowcy chętnie ustępują pierwszeństwa.
Udało się znaleźć odpowiednie mieszkanie. 2 pokoje 1-osobowe, w pełni wyposażona kuchnia i odnowiona łazienka. Zajęłam większy pokój i czekam na współlokatorkę :). 
Niestety nie wszystkie kwatery jakie widziałam spełniały chociaż podstawowe kryteria estetyczne. Trafiłam to zabałaganionego, remontowanego mieszkania 2 studentów medycyny, kamienicy, niczym z "Lalki" oraz stancji wynajmowanych przez stereotypowe babcie z kotami. Współczują osobą, które zostaną zmuszone to mieszkania w takich warunkach. 
W piątek podpisałam umowę i teraz tylko muszę się przygotować do przeprowadzki i studzić zapał mamy, która chce mi uwić przytulne gniazdko ;). Tego samego dnia, odwiedziłam też katedrę anatomii i szpital Jurasza. O ile katedra anatomii mieści się w raczej zaniedbanym budynku, przywodzącym na myśl czasu PRL-u, to szpital zapiera dech w piersiach. Budynek jest zupelnie nowy, stylowy i przestronny. Wybaczcie mi mój entuzjazm, ale na martwienie się i narzekanie będzie jeszcze czas.
W drodze powrotnej staliśmy w korku w miejscowości Kępina. Z nudów przygotowałam pseudo-pracę badawczą pod tytułem: "Struktura płciowa ruchu rowerowego w miejscowości Kępina" . Wyniki przedstawiają się następująco: Kobiety - 39 (tak trzymać kochane), Mężczyźni - 34. Jako ciekawostkę podam, iż zaobserwowałam 3 BMX i 2 górala, wszystkie prowadzone przez mężczyzn. Pozostałe rowery były rowerami miejskimi. Czego to człowiek nie robi z nudów.
A piosenka na dziś to "Out ta get me" zespołu Guns n'Roses.

wtorek, 18 września 2012

Nowe życie :)

W piątek rano zadzwoniła miła pani z Bydgoszczy i powiedziała, że jeszcze tego samego dnia wskoczę na listę główną i zapytała czy nadal jestem zainteresowana studiowaniem, W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart :D. Na szczęście nie. W Zabrzu nadal spada jedynie biologia, a nie całość, więc raczej już nie mam szans. Ale co tam. Wstępnie załatwiłam mieszkanie u studentki dietetyki, jej siostry oraz koleżanki. Wysłałam też wniosek o przyznanie miejsca  w Domu Studenckim. Swoją drogą strasznie ten wniosek zagmatwany. Teraz tylko czekam na paczkę z książkami i legitymację studencką.
Ponieważ w końcu kupiłam sobie płytę Gunsów Apetite for destruction dziś jako nut kilka drugi utwór z tego krążka - "It's so easy"

piątek, 14 września 2012

Dostałam się!

Dostałam się do Bydgoszczy!
Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się! Dostałam się!Hurra!
Więcej napiszę jak się ogarnę :D

czwartek, 6 września 2012

Wróciłam!

Tęsknił ktoś? Wróciłam w niedzielę z 2 tygodniowych wakacji we Włoszech. Było cudownie! Włoskie jedzenie, plaża, słońce i ogólne nic nie robienie. Czas w tym miejscu się zatrzymał. Pierwszego dnia miałam wrażenie, że jestem tam już tydzień, a ostatniego, że ledwo co przyjechałam.
Wzbudziliśmy niezłe zainteresowanie - blond włosy i jasna cera są tam raczej rzadkością. Podejrzewano nas o bycie Niemcami, Rosjanami, Czechami lub Norwegami (to akurat przesada, aż tak biali nie byliśmy) :D. 
Na campingu praktycznie nie było zasięgu. Internetu też nie. Można powiedzieć, że byłam na odwyku. I dobrze mi to zrobiło, powiem szczerze. Absolutny spokój zakłócił jedynie sms od R. Naprawdę jesteśmy dziwni. Gadamy ze sobą, a potem miesiąc ciszy. On na jedną dziewczynę za drugą i otwarcie ze mną flirtuje, a ja głupia się na to zgadzam. Co więcej, pochlebia mi to. Tęsknię za nim, ale kiedy się spotkamy, nie mam ochoty więcej go widzieć. Ech... R. dostał się na fizykę jakąśtam do Gliwic. Więc pewnie przez najbliższe 6 lat go nie zobaczę. 
Odnośnie rekrutacji. Warszawa wznowiła nabór, ale nie mam szans, bo jestem 384 na liście rezerwowej. Zabrze obniżyło próg do 167, więc nadal mi brakuje 2 punktów. Trzymajcie kciuki, żeby jeszcze o te 2 punkty spadł. W Bydgoszczy jestem daleko w tyle, a Białystok jeszcze nie dał listy po wakacjach.  Z Krakowa przyszedł oficjalny list, że się nie dostałam i nie mam już szans. Mina pani w "okienku" gdy podawała mi list z ogromnymi literami "Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. Dział Rekrutacji" - bezcenna. I to by było na tyle. Na pożegnanie piosenka zespołu Population 1 - Exit oraz nasze plażowe "dzieła:




sobota, 4 sierpnia 2012

Wyniki CAE :)

Na początek dobra wiadomość. Zdałam CAE!!!! Na ocenę C, czyli najniższą pozytywną, ale jestem zadowolona. Grunt, że zdane. Strasznie się cieszę, bo więcej porażek już bym chyba nie zniosła. W sumie mam teraz uprawnienia do nauczania języka angielskiego, co zawsze jest jakimś planem B. 
Rekrutacja nie przebiega po mojej myśli. Wczoraj pojawiła się informacja, że następna lista rankingowa z ŚUM będzie dopiero 4 września. W Białymstoku i Bydgoszczy nie jest lepiej, aczkolwiek list jeszcze nie zamknęli. Nie tracę więc nadziei. Co innego rodzice. Chcą żebym już teraz zaczęła szukać pracy, bo i tak się nie dostanę. Ojciec właściwie chciałby, żebym poszła na jakiekolwiek studia żeby "przekonać się jak wygląda życie". Nie dociera do niego, że nie dam rady studiować i uczyć się do matury, anie ciągnąć potem dwóch kierunków. Powiedziałam im, że z całą pewnością nie zacznę szukać pracy dopóki nie dostanę oficjalnej informacji o zamknięciu wszystkich list. 
Poza tym ubiegły tydzień do najszczęśliwszych nie należał. O ile przeżyłam nasz wyjazd w góry  i nawet mi się podobał, to o mało się nie zabiłam na rowerze. Jechałam po drodze z górki, a za mną jechał samochód, ale jak na mój gust zbyt blisko. Dlatego, gdy dojechałam do przejścia dla pieszych, spróbowałam wjechać na chodnik. Coś sobie źle wykalkulowałam i rower zamiast wjechać na krawężnik obsunął się po nim, a ja poleciałam wprost  w objęcia matuszki ziemi. Efektem jest: zdarta skóra z połowy prawego przedramienia, obite, fioletowe i obdarte prawe kolano (gratis jakieś naciągnięte ścięgno lub więzadło), obite prawe biodro, obdarty lewy nadgarstek, obolały prawy bark i obdarte szkiełko zegarka (tego akurat najbardziej mi żal). Generalnie ledwo się ruszam. Mimo to dokończyliśmy naszą wyprawę piknikową do lasu. A prawdziwy ból poczułam dopiero po powrocie. Rodzice mieli ze mnie niezły ubaw. Że niby w końcu wyszłam z domu i niemal się nie zabiłam. Mam to gdzieś, przynajmniej w ten weekend nie muszę nigdzie jechać, a zakupy też odpadają, bo wyglądam jak zombie :). Leżę więc sobie z nogą na jednej poduszce, a ręką na drugiej i czytam nową książkę pt; "Tu żyją smoki". Jest świetna. Połączenie mitologii greckiej, baśni europejskich z domieszką fantastycznych stworzeń Szekspira oraz sporą dawką oryginalnych pomysłów, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Normalne raj na ziemi. 

Piosenka na dziś to coś co przypadnie do gustu nie tylko wielbicielom ciężkiego granie ale też zwykłym śmiertelnikom ;) - Extreme - Stop the World

piątek, 27 lipca 2012

Wyjazd

Dziś wyjeżdżamy w góry. W sumie to trzeba odebrać dzieciaki z obozu gitarowego i przy okazji postanowiliśmy udać się na niewielki trekking. Przygotowań co nie miara. Każdy musi wziąć w łasny śpiwór, matę lub karimat, kurtkę i jeszcze coś ciepłego oraz ubrania na zmianę. Do podziału między naszą trójką pozostała butla z gazem, jedzenie i kosmetyczka. Moje własne rzeczy zajęły cały plecak i naprawdę nie wiem jak zdołam wziąć jeszcze jedzenie. Chcieliśmy jechać do doliny Pięciu Stawów, ale pogoda nie jest pewna, a poza tym nie ma tam miejsc w schronisku. Nie wiem więc gdzie pójdziemy.
Tydzień temu byłiśmy na Błatniej. Była to spontaniczna wycieczka jednodniowa. Tylko ja i rodzice. Czułam się jakbym znowu była jedynaczką. I, niestety, to było wspaniałe. Nie szliśmy zgodnie ze szlakiem ale używając starych ścieżek i dróg służących do przewozu drewna. Znaleźliśmy też dom, który według mnie wyglądał dokładnie jak domek Baby Jagi z bajki o Jasiu i Małgosi. Były nawet maleńkie drzwiczki prowadzące do komórki, Miejsce idealne do przetrzymywania Małgosi :). W każdym razie następnego dnia byłam tak obolała, że postanowiłam coś zrobić ze swoją kondycją. W środę pojechałam więc na basen i chyba będę tak robić częściej. Muszę jednak poćwiczyć jeżdżenie autobusem. Wsiadłam do złego i spędziłam godzinę robiąc wielkie koło po okolicznych wsiach. Wysiadłam w tym miejscu, w którym wsiadłam. Na szczęści drugi autobus rzeczywiście w kierunku domu. Po drodze zgarnął całe grono staruszków wracających z działek. Cały autobus pełen ludzi jak puszka sardynek, a 3 miejsca koło mnie wolne. Nic dziwnego. Byłam ubrana na czarno (dodatkowo miałam podarte spodnie) do tego rozmazany po basenie eyeliner, odciśnięte okulary pływackie co wyglądało jak blizna wokół oka i nieodłączne słuchawki :). Nie myślałam, że staruszki są tak bojaźliwe.
Wczoraj z kolei czekałam na 3 kurierów. Przyjechało dwóch i to akurat wtedy gdy na dosłownie 5 minut wyskoczyłam do sklepu. W każdym razie moje wymarzone płyty Extreme są już w domu. Z otwarciem zaczekam na spotkanie z rodzeństwem. Kupiłam też tzw pieszczotkę - bransoletkę z pojedynczym szeregiem czarnych ćwieków. Niestety rodzice nie są do niej przychylnie nastawieni. Ojciec wysnuł wniosek, że uwielbiam sado-maso i chcę to zakomunikować światu. Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Mama natomiast wysunęła przypuszczenie o zgubnym wpływie muzyki i internetu na moją moralność, duszę i cholera wie co jeszcze. Cóż, będą musieli się przyzwyczaić do czarnych ubrań, czerwonej szminki i mocno pomalowanych oczu. Od lat tak chciałam, ale teraz dopiero miałam odwagę przeciwstawić się mamie w kwestii ubioru.

W kwestii rekrutacji niewiele się zmieniło:
Warszawa zamknęła listy rankingowe, bo mają zapełnione wszystkie miejsca. Tak samo Wrocław (moja ostateczna pozycja w rankingu to 342). W Bydgoszczy jestem na liście rezerwowej na miejscu 667. W Białymstoku podobnie. Przede mną jakieś 200 osób. Jeśli chodzi o Zabrze to próg wynosi 168, a ja mam 165 punktów. Jestem gdzieś w okolicy trzeciej setki na liście niezakwalifikowanych. Pożyjemy - zobaczymy. Kolejne listy dzisiaj, ale z powodu wyjazdu ich nie odczytam.

Piosenka na dziś:
Youth gone wild - Skid Row

Arrivederci

poniedziałek, 16 lipca 2012

Wolna chata

Tydzień minął leniwie. Wraz z K. pojechałyśmy w środę do Rybnika na zakupy. Wprawdzie za tą czynnością nie przepadam, ale chciałam zobaczyć fanów Guns n'Roses wałęsających się po rynku, gdyż tego dnia był koncert Gunsów. Było całkiem przyjemnie i nawet skusiłam się na koszulkę Nirvany.
W czwartek pojechałam do Jaworzna zobaczyć matury z chemii i fizyki. Niestety narobiłam mnóstwa błędów i wszystko zostało poprawnie ocenione. Żadnych punktów więc nie wywalczyłam. Zaciekawiło mnie to, iż wszyscy (z jednym wyjątkiem) sprawdzali prace z chemii i biologii oraz fizyki. Niedoszli koledzy i koleżanki z medycyny jak sądzę.
W piątek byłam u chirurga ściągnąć szwy z brzucha. Zabieg ten trwał max 5 minut w czasie których lekarz ze mną rozmawiał i pocieszał, że jego koledzy też za pierwszym razem się nie dostali i to nie koniec świata. Za to straciłam pół godziny przy rejestracji bo nikogo nie było "w okienku". Normalnie nie marudzę na szpitale, przychodnie itp ale wtedy miałam ochotę użyć niecenzuralnych słów. Wraz ze mną czekała córka chorego w ostatnim stadium nowotworu. Przyjechali zszyć brew, bo biedak się przewrócił. Wymagało to założenia kartoteki i ok, ale trwało to tyle, że myślałam, że chory ten zejdzie z tego świata w poczekalni. W końcu pielęgniarz (z rozmowy wynikało że jest dopiero na praktykach) wpadł do zabiegowego i nakrzyczał na pielęgniarkę. Od razu zostali przyjęci, a kartotekę mogli założyć później. Natychmiastowo znalazła się też pani z okienka.
Wieczorem pojechałam do M. na maraton Władcy Pierścieni rozszerzonej wersji. W sumie 11 godzin oglądania. Było niesamowicie. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.
W niedzielę musieliśmy odwieźć dzieciaki do Murzasichlu koło Zakopanego. Nie chciałam jechać ale zmusili mnie. Staliśmy w korku kilka godzin, bo przejeżdżał Tour de Pologne. Ot ironia losu. Jechał też przez naszą rodzimą mieścinę, ale byliśmy zbyt leniwi, żeby iść zobaczyć więc wyścig przyjechał do nas ;). Ominęliśmy korki jakimiś polnymi dróżkami wśród krów i traktorów (bogu dzięki za auto 4x4). Na nasze nieszczęście autokar i organizatorzy obozu gitarowego, na który jechaliśmy, też utknęli w tych korkach, a nie mgli pojechać tymi polnymi dróżkami. Mieli ponad godzinne opóźnienie ale grunt, że dotarli.
Teraz mam chatę wolną. Mogę czytać do woli i jeść tylko płatki z mlekiem na śniadanie, obiad i kolację. Rodzice się mną nie przejmują, po prostu pełna wolność!
Arrivederci

Piosenka na dziś: Guns n'Roses "Paradise City"

wtorek, 10 lipca 2012

Wyniki rekrutacji odsłona 1

Dziś wyniki rekrutacji. Zapisałam si łącznie na 6 uczelni: Wrocław, Kraków, Zabrze, Warszawa, Bydgoszcz i Białystok. Nigdzie się nie dostałam. Niby spodziewałam się, że będzie aż tak źle. We wrocławiu jestem 764 na liście rezerwowej, czyli nawet z cieniem szansy mogę się pożegnać. Nadal nie tracę nadziei, że na którejś kolejnej liście jednak się pojawię. Arrivederci

wtorek, 3 lipca 2012

Oczekiwanie

Korzystając z chwili zamieszanie, bowiem pada grad wielkości piłek golfowych, napiszę cośniecoś. 

Po wynikach matur czuję się spokojniejsza. Mimo iż chemia wyszła całkowicie poniżej moich oczekiwań (liczyłam na co najmniej 75%), powinnam się gdzieś dostać. Jeszcze w piątek pojechałam z koleżanką na maraton filmowy do Multikina. Była to dla mnie zupełna nowość, nigdy nie byłam na podobnej imprezie. Rodzice są zresztą raczej przeciwni idei kina, ale ostatnio stwierdzili, że lepsze kino niż siedzenie w domu. Zabawa zaczęła się o 23. Najpierw Igrzyska śmierci. Było tyle ludzi, że siedziałyśmy na schodach. Film generalnie świetny, więc pewnie przeczytam też książkę. Jako drugi seans wybrałyśmy komedię Nietykalni. Byłam już trochę śpiąca, ale dzięki dużej dawce humoru nie zasnęłam. Była to chyba najlepsza komedia jaką w życiu widziałam. Na koniec Człowiek na krawędzi. Już od pewnego czasu ostrzyłam sobie na niego zęby. I zdecydowanie sprostał oczekiwaniom. Niby przez cały film facet siedzi na parapecie, ale jest napięcie i niespodziewane zwroty akcji. Maraton skończył się o 5 nad ranem. Pół godziny później byłam już w domu, ale nie chciałam iść spać, więc zaczęłam czytać książkę Terrego Pratchetta "Złodziej czasu". Niestety około 7 zasnęłam i spałam do 12. Marzenie. Codziennie bym tak chciała. Całą sobotę przygotowywaliśmy się do przyjęcia urodzinowego taty, które było w niedzielę. Nie wyszło najgorzej i nawet uniknęliśmy rodzinnej kłótni. Wszyscy gratulowali mi wyników matury, nawet wujostwo, których syn jest och i ach i napisał świetnie matematykę (królową nauk według nich). 
W poniedziałek jedynym punktem programu było pójście na 17 na spotkanie z korepetytorką z biologii. Oczywiście zapomniałam o tym, na szczęście mama przypomniała o 16. 30 więc zdążyłam. Byli tam też inni moi znajomi, którzy do niej chodzili na korki. Atmosfera całkiem ok. Było sporo anegdotek, wspominania i nadziei na przyszłość. Jak wyjdzie zobaczymy.

Moja korepetytorka zasugerowała by pojechać do OKE zobaczyć prace z chemii i fizyki. A nuż coś źle policzyli. Na odwoływanie nie liczę, bo szanse na to, że OKE przyzna się do błędu są nikłe. Tak więc wniosek już wysłany e-mailem i czekam na odpowiedź. 

Odniosłam dzisiaj też drobny sukces wychowawczy. Mianowicie moja mama, zagorzała przeciwniczka mojego gustu muzycznego, rozpoznała w radiu piosenkę Slash'a. Dlatego w dzisiejszym kąciku muzycznym "You're a lie" Slash.

piątek, 29 czerwca 2012

Wyniki

język polski - 76%
język angielski podst.- 97% roz. - 83%
matematyka podst. - 94%
biologia roz. - 97%
chemia roz. - 68%
fizyka podst. - 60%

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Maruda

Znowu nie pisałam przez długi czas. Prawdę mówiąc nawet tu nie zaglądałam. Niby nic się ostatnio nie wydarzyło, ale jestem jakoś przybita. Dopóki byłam zajęta nauką nie widziałam co tak naprawdę dzieje się w domu. Teraz mam sporo wolnego czasu, który umyślnie marnuję. Nie chcę żyć znowu według jakiegoś planu. Nie chcę pracować na jakiś określony cel, zmierzać do niego, dzień w dzień się nim zajmować. Nie i już. Siedzę w domu oglądam serial, piszę ze znajomymi z Brazylii i Argentyny. Choć ostatnio nie za bardzo, bo ojciec wyłącza internet o 21,  kiedy oni wracają ze szkoły i trochę się mijamy.
Nie pisałam, bo wiem że zaczęłabym marudzić, a nie chcę wyjść na marudę. Ale trudno. To w końcu mój blog i moje demony. Jeśli ktoś nie chce czytać smędzenia niech od razu przejdzie do piosenki dnia. Za ewentualne przekleństwa przepraszam. Skowron, proszę, nie czytaj.
W domu kłócimy się ciągle o najgłupsze szczegóły. Rodzice stawiają się w opozycji do nas dzieci. Choć raczej jest tak, że staram się być mediatorem między rodzicami, a dzieciakami. Łagodzę to, co obie strony o sobie i do siebie mówią, staram się zażegnać konflikty itd. I dostaje mi się od obydwu stron. Dzieciaki zarzucają mi, że trzymam stronę dorosłych, rodzice, że jestem złym przykładem i wszystko rozpieprzam. Wielokrotnie już słyszałam, że przeze mnie ta rodzina się rozpadnie. Ale po kolei.
Ojciec chce żebym znalazła sobie zajęcie na wakacje. Najpierw miałam matury, potem CAE, teraz egzamin z gitary i chcę jeszcze odhaczyć prawo jazdy. On mówi, że to tylko wymówki, żeby nic nie robić i dalej siedzieć w pokoju przed komputerem (tak, internet największe zło we wszechświecie). Twierdzi, że nic nie robię w domu, co prawdą nie jest. Od 2 tygodni gotuję. Zwykle to co mama przygotuje, bo sama jestem w tym kiepska. Każde moje potknięcie na tym polu jest punktowane. Często sprzątam po obiedzie, śniadaniu, czy wieczorem, wyciągam rzeczy ze zmywarki itp. Oczywiście nikt tego nie dostrzega. Dopiero gdy czegoś nie zrobię zostaje to zauważone. Tak więc podobno nic nie robię w domu. To dopiero wierzchołek góry lodowej zarzutów. Nie mam żadnego prawa do obrony, czy szans na wytłumaczenie. Podobno się miotam i jestem zmierzła, bo nie uprawiam seksu, przynajmniej według ojca. Jak on w ogóle może mi coś takiego mówić! Chce żebym wyjechała na jakiś obóz czy coś w tym rodzaju, bo nie mogę cały czas siedzieć w domu. Nie dociera do niego, że na kolonie chciałam jechać w wieku lat 12-15. Teraz to żadna atrakcja. Nie chcę poznawać nowych ludzi, znowu nakładać te maski, wkręcać się w środowisko. To robiłam ostatnie 6 lat i mam dość. Z perspektywy ojca jestem zbyt leniwa, żeby ruszyć się z łóżka i coś znaleźć. Chce też, żebym zrobiła papiery na sternika jachtowego, bo ON żałuje że nie zrobił. Ja chciałabym kurs taternicki (wspinaczkowy już ukończyłam), ale na to nie mam pozwolenie bo niebezpieczne. BTW z dzieciakami na kajaki nie mogę iść, bo przecież się utopimy! (mamy karty pływackie, startowaliśmy w zawodach pływackich). Kolejna rzecz - praca. Chciałam znaleźć jakąś pracę na wakacje. Mama początkowo też tak chciała, ale teraz stwierdziła, że lepiej żebym została w domu i gotowała. Mogę się założyć, że na koniec wakacji będzie mi wypominać, że nie polazłam do roboty. Następne w kolejce są moje godziny aktywności życiowej. Jestem raczej nocnym markiem. Wolę czytać do późnych godzin nocnych nż wstać rano. Naprawdę nie potrafię czytać dla przyjemności rano. W ciemności to inaczej smakuje. Według ojca chodzę spać o północy i wstaję koło południa. Prawda jest taka, że chodzę spać koło 1-2 w nocy (pół godziny lub godzinę zajmuje zagonienie Młodego do spania, bo rodzice już wtedy śpią i mają wszystko w dupie), a wstaję około 8 najpóźniej o dziewiątej. Może raz czy dwa zaspałam do 11. Ostatnio najbardziej drażliwą kwestią są rowery. Naprawdę lubię jeździć na rowerze, ale rodzice skutecznie to obrzydzają. MUSIMY jechać, MUSIMY  trenować, MUSIMY zrobić tyle i tyle kilometrów. Może się mylę, ale wydaje mi się, że to aktywny wypoczynek, rodzaj relaksu, zabawy i forma wspólnego spędzania czasu, a nie do kurwy nędzy kolejny obowiązek! Obowiązków mam absolutnie dość. Dzieciaki też nie podchodzą do tego z należnym entuzjazmem, co jest podobno moją winą bo mnie naśladują. Czy to naprawdę takie dziwne, że 12-latek któremu powie się, że musi jechać na rower stawi opór?! Jest dzieckiem i tak robią dzieci. Także się przekomarzają i robienie afery z drobnej kłótni Lapo i Młodego jest po prostu niedorzeczne. Wszystkie nasze wspólne wyjazdy to piekło, bo są obowiązkiem. Narty, rowery, wakacje, chodzenie po górach. Zaczyna się zawsze tak samo. Ojciec wpada rozwścieczony, wrzeszcząc czemu się nie zbieramy. Jest gdzieś koło południa. Ja jestem na nogach już 4 czy 5 godzin, a on zaledwie godzinę. A my oczywiście nic nie wiedzieliśmy bo nic nam nie powiedział. Cóż za niespodzianka, że nie czytam rodzicom w myślach! Potem kilkugodzinne gruntowne przygotowania, bo nawet drobny wyjazd musi być w najmniejszych szczegółach przygotowany. Zero spontaniczności, przygody! Zachowujemy się jak stare dziadki! Wszyscy wzajemnie się oskarżają o jakieś opóźnienia czy błędu, a po co?! To przecież ma być zabawa a nie kara! Te przygotowanie to przerost formy nad treścią. Mieliśmy jeździć na rowerze, więc każdy ma rower dopasowany do potrzeb wymiarów itp, kask, strój kolarski, mamy GPS na rower, bidony, bagażniki i sakwy. I po co to wszystko?! Potem mówię,że chciałabym pojechać na basen to jest wielki foch, bo przecież mam rower! A na rowerze się nie męczę. Jestem tylko spocona, brudna, pokłuta przez jeżyny i pokrzywy, posiniaczona i wściekła po kolejnej kłótni. Nie, dziękuję! Raz na jakiś czas potrzebuję odmiany. Sama nie mogę pojechać, bo prawka nie mam, a rower mogą ukraść! I jeszcze jazda po drodze, a nie chodniku! Autobus nie, bo przecież rzadko jeździ. Nikt nas nie zabierze, bo oni nie chcę się naginać do naszych zachcianek. Podstawowym problemem jest to, że rodzice traktują nas jak karę i ciężar. Uważają, że mają obowiązek wszędzie jeździć z nami, a my z nimi. Jak się zaproponuje, żeby sami jechali, to jest foch, że my ich nie kochamy, a oni sobie żyły wypruwają, żeby nam dogodzić itp. Prawda jest taka, że chcą żebyśmy realizowali ich plany jako swoje. Dla przykładu: wczoraj ojciec mi wypomniał, że w moim wieku miał małą złotą odznakę PTTK. A ja nie mam takich ambicji co godzi w jego ojcowską dumę. Ale zapomniał, że a) on olewał szkołę, chodził na wagary i nie poszedł do liceum tylko do zawodówki, ja się sumiennie uczyłam b)wielokrotnie powtarzał, że odznaki to debilizm, c) nie mogę sama wyjść do koleżanki 500m dalej, a co dopiero w góry.
Przysięgam ostatnie już dzisiaj żale. Wczoraj także zapytał, czy na pewno chcę być lekarzem, bo nie jestem tak sumienna jak moja matka, poza tym stracę całe życie na naukę. Jakby były mi potrzebne kolejne wątpliwości! Od 6 lat to był plan - dostać sie na medycynę. Teraz czekam na wyniki matur i mam złe przeczucia, boję się choć staram się tego nie okazywać, a on mi takie coś strzela! Nie wiem co zrobię jak się nie dostanę. Jedno jest pewne, nie wytrzymam kolnego roku w tej popieprzonej rodzinie. Strzelę se w łeb, powieszę się, ucieknę, łyknę za dużo tabletek nasennych, nie wiem, ale ani dzień dłużej niż to konieczne nie zostanę.
Koniec marudzenia. Jeśli ktokolwiek doczytał to tego miejsca, szczerze współczuję. Lepiej mi, bo mogłam to z siebie wyrzucić. Dzięki o internecie za wysłuchanie.

Piosenka na dziś: Skid Row "Get the fuck out"

piątek, 15 czerwca 2012

Jeszcze żyję!

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Byłam pochłonięta nauką do CAE, więc nie za dużo się działo. Napisałam w między czasie notkę o Euro, ale była tak pełna jadu, że jej nie opublikowałam. 
W środę pojechałam do Katowic zdawać nieszczęsny egzamin CAE. Spędziłam tam niemal 6 godzin, a potem jeszcze godzinny powrót do domu. Po powrocie prawie od razu padłam na łóżko i spałam do 11 następnego dnia. Słowo daję, po maturach nie byłam aż tak zmęczona. 
W niedzielę zdaję część ustną więc trzymajcie kciuki.
Ostatnio w rodzinie sporo się kłóciliśmy, ale perspektywa wspólnego wyjazdu na nasz ukochany półwysep Gargano zażegnała wszystkie spory. Można powiedzieć, że od około 3 dni żyjemy jak w bajce, a właściwie jak normalna rodzina. 
Ponieważ trzeba będzie pokazać nieco ciała muszę się za siebie zabrać. Prawie pół roku spędziłam na przemian leżąc i siedząc przy książkach i po prostu skluchowaciałam (istnieje w ogóle takie słowo?). Dlatego od kilku dni gram z Młodym rano w badmintona (kosztowało to życie już 4 lotki) i od czasu do czasu jeździmy na rowerze (jeśli ktoś zainteresowany wstawię opisy jak ogarnę bieżące rzeczy).
W ogóle chciałabym trochę zmienić wygląd na wakacje. Myślałam o czerwonych końcówkach, ale mama kategorycznie mi tego zabroniła. Kazała za to iść do fryzjera bo "smętne już mam te kudły". Jako, iż jestem nieufna wobec fryzjerów maści wszelkiej, dziś rano sama podcięłam włosy. Skróciłam i lekko postopniowałam - z przodu są trochę krótsze. Pozbyłam się od 10 do 15cm włosów, a nadal sięgają talii. W sumie myślałam o obcięciu się całkiem na krótko, ale po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że nie mam aż tak ładnej twarzyczki, żeby  ją w całości eksponować.

W dzisiejszym kąciku muzycznym coś nowego. Nie Extreme, nie Metallica, ale australijski zespół Baby Animals w piosence z 1992 roku "One Word"
  akby się ktoś pytał wokalistka nazywa się Suze DeMarchi.

czwartek, 7 czerwca 2012

Wycieczki na dwóch kółkach 1

Wpadłam na pomysł serii postów pod powyższym tytułem. Dzisiaj popołudniu z racji dnia wolnego uciekliśmy do lasu opatentować nową trasę. Przejechaliśmy jakieś 20 kilometrów po wiejskich ścieżkach i lesie. Właśnie wróciliśmy. Nie raz zastanawiałam się gdzie właściwie jesteśmy i dokąd zmierzamy, ale jakoś udało się dojechać do domu. Zahaczyliśmy jeszcze o wypożyczalnię filmów, więc zapowiada się spokojny wieczór z Diabłem, który ubiera się u Prady ;). 
Cieszę się, że mogłam wrócić do roweru. Dziś była moja druga wyprawa w tym sezonie. Przez maturę ominęło mnie jakieś 12 wyjazdów. Zwykle jeździmy po lesie, który znajduje się nieopodal centrum naszego miasteczka. Niby są tam ścieżki rowerowe (i drogi zaznaczone na GoogleMaps), ale normalny rower ma naprawdę trudno. Czasem przydałaby się też maczeta. 

Standardowa trasa (kolor czerwony) zaczyna się przy hotelu Amedeus. Następnie przejeżdża się koło kompleksu małych jeziorek, mija tzw źródełko i po kilku trudniejszych podjazdach natrafić można na drogę prowadzącą do jeziora przy dawnym szpitalu przeciwgruźliczym. Kiedyś miejsce to było opuszczone i zaniedbane. Las wyrósł taki właśnie w celu odizolowania gruźlików. Teraz tchnięto w niego życie. Bajoro to zwane jest Balatonem i w okresie letnim obfituje w atrakcje takie jak park linowy, kajaki i mini plaża. Zwłaszcza w weeknedy jest tam sporo ludzi, zwłaszcza z blokowisk. My jednak zanurzamy się głębiej w leśne gęstwiny, aż wydaje się, że jesteśmy sam na sam z naturą.
Jedzie się ścieżką wśród trawi i jeżyn do górki, gdzie na początku lata jest dodatkowa atrakcja. Mianowicie małe ropuszki. Na szczycie tego wzniesienia (czerwona kropka) jest większa kałuża, gdzie co roku przychodzi na świat nowe pokolenie tych wspaniałych stworzonek. Młode dają się złapać i śmiesznie chodzą po dłoniach. Są w wielu kolorach. Począwszy od ceglastego, poprzez brunatny, na brudniej zieleni kończąc. Potem jest przejazd przez wąwóz i dojazd do większej drogi. Tam zwykle zawracamy, choć czasem przejeżdżamy na drugą stronę drogi i jadąc wzdłuż niej po lesie, docieramy do starej baszty rycerskiej (czarna kropka). 
Baszta zwana także Wieżą Romantyczną

Tę trasę trudniej nanieść na mapę, więc na razie zaznaczony jest tylko jej początek (kolor czarny). 
Dodatkową atrakcją trasy jest przejazd dookoła "Balatonu" - kolor fioletowy. Nazywamy to "trasą MTB", gdyż tamtędy została poprowadzona trasa w czasie ostatnich zawodów kolarstwa górskiego MTB. Jest to ulubione miejsce mojego brata, ponieważ jak każdy młody ssak nie wie co to strach i jedzie nawet przez wąwozy, które mi ścinają krew w żyłach. W najbliższym czasie mamy zamiar tam poćwiczyć, więc może go nagram?
To dopiero początek tajemnic tego lasu. Mam zamiar dokładnie udokumentować wyprawy dzięki zdjęciom i mapom. Co wy na to?
Na razie idę oglądać film. Arrivederci!

wtorek, 5 czerwca 2012

Projekt Double-H

Dawno nie pisałam, bo w domu znowu wojna internetowa. Poza tym muszę się jednak pouczyć na CAE, żal by było zmarnować taką szansę.
Zgodnie z obietnicą dzisiaj o projekcie muzycznym. Między sobą nazywamy go Double-H, bo rodzice są przeciwni takim formom marnowania czasu.
Na początek opowiem skąd ten pomysł, by w ogóle zabrać się za tworzenie muzyki. Uczę się gry na gitarze klasycznej niemal 9 lat. Jakieś 3 lata temu zaczęłam brzdękolić na elektrycznej. Siostra i brat też grają na gitarach, a siostra dodatkowo trochę na pianinie (standardy szkoły muzycznej). Może się wydawać, że sporo umiemy, ale ja jakoś tego nie czułam. Nigdy nie zrobiliśmy niczego wspólnie (poza kolędami, ale to było do szkoły muzycznej). Nie chodzi o to, żeby przytłoczyć was teraz naszym muzycznym przygotowaniem, zdolnościami i osiągnięciami (bo takowych brak), to tylko tak w ramach wstępu i wyjaśnienia.
Ucząc się do matury z biologii słuchałam sobie zespołu Extreme, naszego nowego odkrycia. I, jak to przy uczeniu bywa, odpłynęłam myślami. Przypomniałam sobie, że koleżanki Lapo powiedziały, iż Gary (wokalista)  i Nuno (gitarzysta) wyglądają jak bracia. I tak wpadłam na pomysł, żeby powielić w naszej aranżacji utwór Hole Hearted. Mój geniusz objawił się w tym, aby nagrać też naszą wersję ich klipu do tej piosenki. Takie coś przydało by się Lapo, bo planuje ona karierę w muzyce. Cała w skowronkach (tak Skowronie kochany, to celowo), pobiegłam podzielić się tym pomysłem z Lapo. I tu zaczęły się trudności. O ile zgodziłyśmy się, że będziemy to robić po mojej maturze, to pokłóciłyśmy się o podział ról. Mianowicie, Lapo ma wyższy głos i większą skalę niż ja, ale ja jestem lepsza w graniu na gitarze (przynajmniej taką mam nadzieję). Moja młodsza siostrzyczka uparła się, iż ja mam śpiewać pierwszy głos, a ona zrobi chórki. Na początku nawet mi to schlebiało, ale chciałam by był to bardziej projekt Lapo. Jej argumenty także były trudne do przebicia. Podobno ma mi to dodać pewności siebie, a poza tym mam bardziej zbliżony do męskiego głos O_o. Spór trwał dość długo, bo definitywnie zakończył się jakiś tydzień temu. W ramach kompromisu postanowiłyśmy nagrać dwie wersje wokalu - ja pierwszy głos, Lapo drugi i odwrotnie. Sprzęt do tego potrzebny jest w pokoju Lapo.
Inną sprawą jest partia instrumentalna. W oryginale występują: 12-strunową gitara akustyczna, basowa, tamburyn, talerz i tzw. stopa. Z całego tego zestawu mamy 6-strunową gitarę akustyczną. Czyli jesteśmy 10 strun w plecy. Dlatego też wymyśliłam, by rozbić partię gitary na I gitarę i gitarę z basami. Będzie z tym trochę roboty, ale powinnam sobie poradzić. Kwestia instrumentów perkusyjnych pozostaje nierozstrzygnięta. O ile tamburyn jest do dostania, to perkusji nie mam zamiaru kupować. Na szczęście za rogiem mamy szkołę perkusji, więc może kogoś z niej wypożyczymy. Do ćwiczeń wystarczy ścieżka z programu Guitar Pro.
Co do samego klipu. Może się odważymy, ale dopiero po nagraniu samej muzyki. Ewentualnego operatora kamery ze sprzętem mamy zapewnionego.
Właściwie powstało to jako żart, a zaczyna się robić poważnie. Pierwsze próby nagrania głosu mamy już za sobą, a w piątek Lapo będzie próbowała nagrać drugi głos. Naszym prawdziwym celem było przygotowanie do czegoś znacznie poważniejszego. Mianowicie projektu o kryptonimie Hybryda, ale o nim innym razem. 

Na koniec piosenka, od której to szaleństwo się zaczęło: Hole Hearted zespołu Extreme

wtorek, 29 maja 2012

Nowy blog

Oto pierwszy wpis na nowym blogu. Poprzedni akcja-matura.blog.onet.pl uważam za zamknięty, ponieważ akcja matura zakończona. Czy z sukcesem przekonamy się 29 czerwca. 
Mam nadzieję nie tylko prowadzić tu swoisty pamiętnik, ale też prezentować moje muzyczne inspiracje i postępy projektu Hole Hearted, który ruszył pełną parą. O nim szerzej przy innej okazji.
Dla osób które trafiły tu przez przypadek.
Mam niemal 19 lat. W tym roku napisałam maturę z biologii, chemii i fizyki. Moim marzeniem jest dostać się na medycynę. Na razie czekam z niecierpliwością na wyniki, bo chcę się wyrwać z mojej małej mieściny i posmakować dorosłego życia. Na pewno szybko mi minie ;). 
Jeśli chodzi o bieżące wydarzenia, to mam tyle do opisania. A za pół godziny wyłącza się internet. To, że szkoła się skończyła nie oznacza, iż mogę się całymi dniami wylegiwać. 
W środę miałam ostatnią maturę - ustny angielski. W czwartek pisałam próbny egzamin CAE. Zdałam na powyżej 60%, więc zostanę dopuszczona do egzaminu właściwego, który jest 13 czerwca. Byłam też na pożegnalnym ognisku klasowym. Palili książki z niemieckiego i notatki z biologii. Ja z tymi symbolami wolności wstrzymam się do momentu, gdy będę studentką medycyny. Było całkiem fajnie, choć większość czasu spędziłam patrząc się w ogień i sącząc piwko. Umówiliśmy się na jeszcze jedno ogisko, ale nie wiem, czy dojdzie ono do skutku. 
W piątek pojechałam z mamą na konferencję kardiologiczną w Zabrzu. Było kapitalnie! Cały dzień spędziłam na sesjach studenckich. Były prace nie tylko analizujące dane klinik, ale też prawdziwe doświadczenia wymagające eksperymentów na zwierzętach. Myszy, świnki morski i świnie przysłużyły się nauce. Żal zwierzątek, ale te badania były naprawdę potrzebne. Jedna z prac o sztucznym wywoływaniu zawału u myszy naprawdę mnie zafascynowała. Badania te wymagały od studentów niebywałej precyzji. Serce myszy jest wielkości ziarna kawy i bije z częstotliwością 400 razy na minutę. Poza tym nie ma sprzętów np.: do intubacji dla takich zwierzątek. Studenci wykazali się niebywałą kreatywnością, żeby ominąć te przeszkody. 
Popołudniu byłyśmy z mamą na zakupach w Gliwicach. Nie jest to to, co tygrysy lubią najbardziej. Niemniej mam teraz dwie dodatkowe koszulki z czaszkami, czerwone spodnie i wymarzoną krwistą marynarkę. Kategorycznie odmówiłam chodzenia w kwiecistych sukienkach. 
W sobotę miałam jechać na drugi dzień konferencji, ale byłam zbyt zmęczona. Poza tym nie było już sesji studenckich. Btw dobra wiadomość dla wszystkich przyszłych studentów medycyny - dla was obowiązuje wstęp wolny na tego typu konferencje.
Teraz muszę wracać do przygotowań do CAE i pisania pisma technicznego dla siostry. Arrivederci

Piosenka na otwarcie: "Flesh n'Blood" zespołu Extreme