Poprawa z nereczki (fizjologia) była ciężka, zwłaszcza że zastosowano wobec biednych studentów strategię rodem spod Grunwaldu. Czekaliśmy prawie godzinę, a z minuty na minutę coraz więcej osób popadało w obłęd z nadmiaru wątpliwości. Śmiem twierdzić, że czekanie w upale to przy tym pikuś ;)
Na przyszły tydzień przewidziano takie atrakcje jak: kolokwium z Podstaw Medycyny Klinicznej (które ma być trudniejsze niż poprzednie, bo "coś za łatwo poszło") oraz ostatnie seminarium i kolokwium z biochemii.
Z PMK nie mam specjalnych problemów. Jest to ciekawe, mamy ładne prezentacje do nauki i w ogóle cud miód i mandarynki. Podczas nauki innych rzeczy złapałam się nawet na tym, że mówię do siebie "jeszcze ten rozdział i w nagrodę mogę poćwiczyć EKG". Co ta medycyna robi z ludźmi :D
Z biochemii natomiast istny armagedon. Nadchodzące koło jest z "Integracji metabolizmu" czyli właściwie ze wszystkiego co było do tej pory. Zapowiada się kilka niedospanych nocy, hektolitry kofeiny w różnej postaci i zdrowaśki żeby to pozaliczać i z radością rozpocząć przygotowania do egzaminu.
Piosenka na dziś: "Feel your love tonight" Van Halen