piątek, 27 lipca 2012

Wyjazd

Dziś wyjeżdżamy w góry. W sumie to trzeba odebrać dzieciaki z obozu gitarowego i przy okazji postanowiliśmy udać się na niewielki trekking. Przygotowań co nie miara. Każdy musi wziąć w łasny śpiwór, matę lub karimat, kurtkę i jeszcze coś ciepłego oraz ubrania na zmianę. Do podziału między naszą trójką pozostała butla z gazem, jedzenie i kosmetyczka. Moje własne rzeczy zajęły cały plecak i naprawdę nie wiem jak zdołam wziąć jeszcze jedzenie. Chcieliśmy jechać do doliny Pięciu Stawów, ale pogoda nie jest pewna, a poza tym nie ma tam miejsc w schronisku. Nie wiem więc gdzie pójdziemy.
Tydzień temu byłiśmy na Błatniej. Była to spontaniczna wycieczka jednodniowa. Tylko ja i rodzice. Czułam się jakbym znowu była jedynaczką. I, niestety, to było wspaniałe. Nie szliśmy zgodnie ze szlakiem ale używając starych ścieżek i dróg służących do przewozu drewna. Znaleźliśmy też dom, który według mnie wyglądał dokładnie jak domek Baby Jagi z bajki o Jasiu i Małgosi. Były nawet maleńkie drzwiczki prowadzące do komórki, Miejsce idealne do przetrzymywania Małgosi :). W każdym razie następnego dnia byłam tak obolała, że postanowiłam coś zrobić ze swoją kondycją. W środę pojechałam więc na basen i chyba będę tak robić częściej. Muszę jednak poćwiczyć jeżdżenie autobusem. Wsiadłam do złego i spędziłam godzinę robiąc wielkie koło po okolicznych wsiach. Wysiadłam w tym miejscu, w którym wsiadłam. Na szczęści drugi autobus rzeczywiście w kierunku domu. Po drodze zgarnął całe grono staruszków wracających z działek. Cały autobus pełen ludzi jak puszka sardynek, a 3 miejsca koło mnie wolne. Nic dziwnego. Byłam ubrana na czarno (dodatkowo miałam podarte spodnie) do tego rozmazany po basenie eyeliner, odciśnięte okulary pływackie co wyglądało jak blizna wokół oka i nieodłączne słuchawki :). Nie myślałam, że staruszki są tak bojaźliwe.
Wczoraj z kolei czekałam na 3 kurierów. Przyjechało dwóch i to akurat wtedy gdy na dosłownie 5 minut wyskoczyłam do sklepu. W każdym razie moje wymarzone płyty Extreme są już w domu. Z otwarciem zaczekam na spotkanie z rodzeństwem. Kupiłam też tzw pieszczotkę - bransoletkę z pojedynczym szeregiem czarnych ćwieków. Niestety rodzice nie są do niej przychylnie nastawieni. Ojciec wysnuł wniosek, że uwielbiam sado-maso i chcę to zakomunikować światu. Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Mama natomiast wysunęła przypuszczenie o zgubnym wpływie muzyki i internetu na moją moralność, duszę i cholera wie co jeszcze. Cóż, będą musieli się przyzwyczaić do czarnych ubrań, czerwonej szminki i mocno pomalowanych oczu. Od lat tak chciałam, ale teraz dopiero miałam odwagę przeciwstawić się mamie w kwestii ubioru.

W kwestii rekrutacji niewiele się zmieniło:
Warszawa zamknęła listy rankingowe, bo mają zapełnione wszystkie miejsca. Tak samo Wrocław (moja ostateczna pozycja w rankingu to 342). W Bydgoszczy jestem na liście rezerwowej na miejscu 667. W Białymstoku podobnie. Przede mną jakieś 200 osób. Jeśli chodzi o Zabrze to próg wynosi 168, a ja mam 165 punktów. Jestem gdzieś w okolicy trzeciej setki na liście niezakwalifikowanych. Pożyjemy - zobaczymy. Kolejne listy dzisiaj, ale z powodu wyjazdu ich nie odczytam.

Piosenka na dziś:
Youth gone wild - Skid Row

Arrivederci

poniedziałek, 16 lipca 2012

Wolna chata

Tydzień minął leniwie. Wraz z K. pojechałyśmy w środę do Rybnika na zakupy. Wprawdzie za tą czynnością nie przepadam, ale chciałam zobaczyć fanów Guns n'Roses wałęsających się po rynku, gdyż tego dnia był koncert Gunsów. Było całkiem przyjemnie i nawet skusiłam się na koszulkę Nirvany.
W czwartek pojechałam do Jaworzna zobaczyć matury z chemii i fizyki. Niestety narobiłam mnóstwa błędów i wszystko zostało poprawnie ocenione. Żadnych punktów więc nie wywalczyłam. Zaciekawiło mnie to, iż wszyscy (z jednym wyjątkiem) sprawdzali prace z chemii i biologii oraz fizyki. Niedoszli koledzy i koleżanki z medycyny jak sądzę.
W piątek byłam u chirurga ściągnąć szwy z brzucha. Zabieg ten trwał max 5 minut w czasie których lekarz ze mną rozmawiał i pocieszał, że jego koledzy też za pierwszym razem się nie dostali i to nie koniec świata. Za to straciłam pół godziny przy rejestracji bo nikogo nie było "w okienku". Normalnie nie marudzę na szpitale, przychodnie itp ale wtedy miałam ochotę użyć niecenzuralnych słów. Wraz ze mną czekała córka chorego w ostatnim stadium nowotworu. Przyjechali zszyć brew, bo biedak się przewrócił. Wymagało to założenia kartoteki i ok, ale trwało to tyle, że myślałam, że chory ten zejdzie z tego świata w poczekalni. W końcu pielęgniarz (z rozmowy wynikało że jest dopiero na praktykach) wpadł do zabiegowego i nakrzyczał na pielęgniarkę. Od razu zostali przyjęci, a kartotekę mogli założyć później. Natychmiastowo znalazła się też pani z okienka.
Wieczorem pojechałam do M. na maraton Władcy Pierścieni rozszerzonej wersji. W sumie 11 godzin oglądania. Było niesamowicie. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.
W niedzielę musieliśmy odwieźć dzieciaki do Murzasichlu koło Zakopanego. Nie chciałam jechać ale zmusili mnie. Staliśmy w korku kilka godzin, bo przejeżdżał Tour de Pologne. Ot ironia losu. Jechał też przez naszą rodzimą mieścinę, ale byliśmy zbyt leniwi, żeby iść zobaczyć więc wyścig przyjechał do nas ;). Ominęliśmy korki jakimiś polnymi dróżkami wśród krów i traktorów (bogu dzięki za auto 4x4). Na nasze nieszczęście autokar i organizatorzy obozu gitarowego, na który jechaliśmy, też utknęli w tych korkach, a nie mgli pojechać tymi polnymi dróżkami. Mieli ponad godzinne opóźnienie ale grunt, że dotarli.
Teraz mam chatę wolną. Mogę czytać do woli i jeść tylko płatki z mlekiem na śniadanie, obiad i kolację. Rodzice się mną nie przejmują, po prostu pełna wolność!
Arrivederci

Piosenka na dziś: Guns n'Roses "Paradise City"

wtorek, 10 lipca 2012

Wyniki rekrutacji odsłona 1

Dziś wyniki rekrutacji. Zapisałam si łącznie na 6 uczelni: Wrocław, Kraków, Zabrze, Warszawa, Bydgoszcz i Białystok. Nigdzie się nie dostałam. Niby spodziewałam się, że będzie aż tak źle. We wrocławiu jestem 764 na liście rezerwowej, czyli nawet z cieniem szansy mogę się pożegnać. Nadal nie tracę nadziei, że na którejś kolejnej liście jednak się pojawię. Arrivederci

wtorek, 3 lipca 2012

Oczekiwanie

Korzystając z chwili zamieszanie, bowiem pada grad wielkości piłek golfowych, napiszę cośniecoś. 

Po wynikach matur czuję się spokojniejsza. Mimo iż chemia wyszła całkowicie poniżej moich oczekiwań (liczyłam na co najmniej 75%), powinnam się gdzieś dostać. Jeszcze w piątek pojechałam z koleżanką na maraton filmowy do Multikina. Była to dla mnie zupełna nowość, nigdy nie byłam na podobnej imprezie. Rodzice są zresztą raczej przeciwni idei kina, ale ostatnio stwierdzili, że lepsze kino niż siedzenie w domu. Zabawa zaczęła się o 23. Najpierw Igrzyska śmierci. Było tyle ludzi, że siedziałyśmy na schodach. Film generalnie świetny, więc pewnie przeczytam też książkę. Jako drugi seans wybrałyśmy komedię Nietykalni. Byłam już trochę śpiąca, ale dzięki dużej dawce humoru nie zasnęłam. Była to chyba najlepsza komedia jaką w życiu widziałam. Na koniec Człowiek na krawędzi. Już od pewnego czasu ostrzyłam sobie na niego zęby. I zdecydowanie sprostał oczekiwaniom. Niby przez cały film facet siedzi na parapecie, ale jest napięcie i niespodziewane zwroty akcji. Maraton skończył się o 5 nad ranem. Pół godziny później byłam już w domu, ale nie chciałam iść spać, więc zaczęłam czytać książkę Terrego Pratchetta "Złodziej czasu". Niestety około 7 zasnęłam i spałam do 12. Marzenie. Codziennie bym tak chciała. Całą sobotę przygotowywaliśmy się do przyjęcia urodzinowego taty, które było w niedzielę. Nie wyszło najgorzej i nawet uniknęliśmy rodzinnej kłótni. Wszyscy gratulowali mi wyników matury, nawet wujostwo, których syn jest och i ach i napisał świetnie matematykę (królową nauk według nich). 
W poniedziałek jedynym punktem programu było pójście na 17 na spotkanie z korepetytorką z biologii. Oczywiście zapomniałam o tym, na szczęście mama przypomniała o 16. 30 więc zdążyłam. Byli tam też inni moi znajomi, którzy do niej chodzili na korki. Atmosfera całkiem ok. Było sporo anegdotek, wspominania i nadziei na przyszłość. Jak wyjdzie zobaczymy.

Moja korepetytorka zasugerowała by pojechać do OKE zobaczyć prace z chemii i fizyki. A nuż coś źle policzyli. Na odwoływanie nie liczę, bo szanse na to, że OKE przyzna się do błędu są nikłe. Tak więc wniosek już wysłany e-mailem i czekam na odpowiedź. 

Odniosłam dzisiaj też drobny sukces wychowawczy. Mianowicie moja mama, zagorzała przeciwniczka mojego gustu muzycznego, rozpoznała w radiu piosenkę Slash'a. Dlatego w dzisiejszym kąciku muzycznym "You're a lie" Slash.