niedziela, 9 lutego 2014

Pętla czasoprzestrzenna


Ostatni tydzień spędziłam nad książkami z biochemii. Jutro egzamin, a ja już nie mogę patrzeć na te wszystkie cykle, wzory i długie, zawiłe nazwy. Korzystając więc z chwili czasu opiszę wam niesamowite zjawisko tzw "tydzień przedsesyjny".
Jaki jest najgorszy dzień tygodnia? 90% ludności, począwszy od przedszkolaków a skończywszy na emerytach odpowie poniedziałek. A teraz, drodzy czytelnicy wyobraźcie sobie tydzień w którym są trzy poniedziałki. Przerażające, prawda? Takie cuda w CM UMK :)
A teraz wracając do tematu tygodnia przedsesyjnego. Zaczął się tradycyjnie poniedziałkiem, czyli fizjologia i mikrobiologia. Na fizjo ostatnie ćwiczenia przed kołem, na których robiliśmy testy wzroku, słuchu i czucia. Ciekawe, przyjemne, ale o 17 jakoś nie cieszy ;) Na mikrobiolololo wejściówka-niespodzianka z grzybów. Mimo iż się uczyłam oblałam, ale zdały 2 lub 3 osoby. We wtorek były tylko wykłady, a właściwie jeden wykład, bo na biochemii pani profesor przedstawiała zasady egzaminu. Po wtorku należałoby oczekiwać środy lecz w magiczny sposób znów był poniedziałek i znów fizjo i mikro. Na Fizjo było koło z neurofizjologii. Oblane niestety, zabrakło mi 4 punktów. Na mikro poprawa poniedziałkowej wejściówki. Tym razem na szczęście zaliczona. Ale radość nie trwała zbyt długo, bo po poniedziałku nastąpił... kolejny poniedziałek. Tym razem na fizjologii zaczęliśmy nowy dział - krew, z którego nic nie umiałam i siłą rzeczy nie zaliczyłam kontrolki. A na zakończenie dnia mikrobiolololo i kolokwium z całego semestru. Szanse były nikłe, ale udało się wywalczyć kochaną trójczynę :).
Na zakończenie tygodnia pozostała atrakcja w postaci poprawy koła z biochemii. Pomarudzę sobie, a co.
Dużo osób nie przyszło na pierwszy termin, dlatego na poprawie zebrało się 30-40 wymęczonych studentów. Zabrakło testów. Czekaliśmy na nie ok 10 minut więc pisaliśmy 10 minut dłużej. Ok, może się zdarzyć. W trakcie poprawy cały czas ktoś zaglądał do sali co jest BARDZO rozpraszające, szatniarka, pani sprzątaczka, panowie techniczni itp itd. 10 minut przed końcem grupa, która pierwsza dostała testy zaczęła wychodzić, więc oczywiście szum, zamieszanie i rozmowy. Potem kazano nam się przesiąść, bo przyszli panowie składać ściankę dzielącą aulę na 2 mniejsze sale. I w tym momencie nie wytrzymałam i wyszłam. Wściekła, bo wiedziałam, że koło nie zdane, mimo iż nieźle umiałam w takich warunkach po prostu nie dało się skupić. I wisienka na koniec: do zdania zabrakło mi 1 punktu. A w nagrodę za 2 niezdane koła (to i jeszcze jedno na początku semestru) otrzymam -6 punktów na egzaminie. Niech biochemia już się skończy, niech spłonie w ogniu piekielnym.
Egzamin w poniedziałek, czyli jutro. Trzymajcie kciuki :) Arrivederci
W dzisiejszym kąciku muzycznym debiut zespołu Alter Bridge - Addicted to Pain

5 komentarzy:

  1. Pewnie, że trzymamy! Współczuję tego egzaminu, na mojej uczelni pisza biochę w sesji letniej... ale skoro zabrakło Ci tylko jednego punkta to spokojnie zdasz, powodzenia! Na egzaminie już chyba nikt Wam nie będzie tak przeszkadzał, mam nadzieję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jak?
    Tydzień przed sesyjny </3 Po czymś takim sesja wydaje się wybawieniem. Jakie jeszcze masz egzaminy?
    Biochemia to zło, więc ciesz się z jej bliskiego końca! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Kto by pomyślał, że jest coś gorszego od sesji ;)
      Egzaminów już żadnych, jedynie zaliczenie na ocenę z podstaw genetyki klinicznej. Chociaż to właściwie na to samo wychodzi.

      Usuń
  3. Bez przesady by Blood Betty tytułować profesorem... docent to i tak dużo za dużo.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej poprawne politycznie byłoby chyba "Kierownik Katedry". A może "Miłościwie Nam Panująca Na Najwspanialszej Katedrze Świata" ;)

      Usuń