poniedziałek, 25 czerwca 2012

Maruda

Znowu nie pisałam przez długi czas. Prawdę mówiąc nawet tu nie zaglądałam. Niby nic się ostatnio nie wydarzyło, ale jestem jakoś przybita. Dopóki byłam zajęta nauką nie widziałam co tak naprawdę dzieje się w domu. Teraz mam sporo wolnego czasu, który umyślnie marnuję. Nie chcę żyć znowu według jakiegoś planu. Nie chcę pracować na jakiś określony cel, zmierzać do niego, dzień w dzień się nim zajmować. Nie i już. Siedzę w domu oglądam serial, piszę ze znajomymi z Brazylii i Argentyny. Choć ostatnio nie za bardzo, bo ojciec wyłącza internet o 21,  kiedy oni wracają ze szkoły i trochę się mijamy.
Nie pisałam, bo wiem że zaczęłabym marudzić, a nie chcę wyjść na marudę. Ale trudno. To w końcu mój blog i moje demony. Jeśli ktoś nie chce czytać smędzenia niech od razu przejdzie do piosenki dnia. Za ewentualne przekleństwa przepraszam. Skowron, proszę, nie czytaj.
W domu kłócimy się ciągle o najgłupsze szczegóły. Rodzice stawiają się w opozycji do nas dzieci. Choć raczej jest tak, że staram się być mediatorem między rodzicami, a dzieciakami. Łagodzę to, co obie strony o sobie i do siebie mówią, staram się zażegnać konflikty itd. I dostaje mi się od obydwu stron. Dzieciaki zarzucają mi, że trzymam stronę dorosłych, rodzice, że jestem złym przykładem i wszystko rozpieprzam. Wielokrotnie już słyszałam, że przeze mnie ta rodzina się rozpadnie. Ale po kolei.
Ojciec chce żebym znalazła sobie zajęcie na wakacje. Najpierw miałam matury, potem CAE, teraz egzamin z gitary i chcę jeszcze odhaczyć prawo jazdy. On mówi, że to tylko wymówki, żeby nic nie robić i dalej siedzieć w pokoju przed komputerem (tak, internet największe zło we wszechświecie). Twierdzi, że nic nie robię w domu, co prawdą nie jest. Od 2 tygodni gotuję. Zwykle to co mama przygotuje, bo sama jestem w tym kiepska. Każde moje potknięcie na tym polu jest punktowane. Często sprzątam po obiedzie, śniadaniu, czy wieczorem, wyciągam rzeczy ze zmywarki itp. Oczywiście nikt tego nie dostrzega. Dopiero gdy czegoś nie zrobię zostaje to zauważone. Tak więc podobno nic nie robię w domu. To dopiero wierzchołek góry lodowej zarzutów. Nie mam żadnego prawa do obrony, czy szans na wytłumaczenie. Podobno się miotam i jestem zmierzła, bo nie uprawiam seksu, przynajmniej według ojca. Jak on w ogóle może mi coś takiego mówić! Chce żebym wyjechała na jakiś obóz czy coś w tym rodzaju, bo nie mogę cały czas siedzieć w domu. Nie dociera do niego, że na kolonie chciałam jechać w wieku lat 12-15. Teraz to żadna atrakcja. Nie chcę poznawać nowych ludzi, znowu nakładać te maski, wkręcać się w środowisko. To robiłam ostatnie 6 lat i mam dość. Z perspektywy ojca jestem zbyt leniwa, żeby ruszyć się z łóżka i coś znaleźć. Chce też, żebym zrobiła papiery na sternika jachtowego, bo ON żałuje że nie zrobił. Ja chciałabym kurs taternicki (wspinaczkowy już ukończyłam), ale na to nie mam pozwolenie bo niebezpieczne. BTW z dzieciakami na kajaki nie mogę iść, bo przecież się utopimy! (mamy karty pływackie, startowaliśmy w zawodach pływackich). Kolejna rzecz - praca. Chciałam znaleźć jakąś pracę na wakacje. Mama początkowo też tak chciała, ale teraz stwierdziła, że lepiej żebym została w domu i gotowała. Mogę się założyć, że na koniec wakacji będzie mi wypominać, że nie polazłam do roboty. Następne w kolejce są moje godziny aktywności życiowej. Jestem raczej nocnym markiem. Wolę czytać do późnych godzin nocnych nż wstać rano. Naprawdę nie potrafię czytać dla przyjemności rano. W ciemności to inaczej smakuje. Według ojca chodzę spać o północy i wstaję koło południa. Prawda jest taka, że chodzę spać koło 1-2 w nocy (pół godziny lub godzinę zajmuje zagonienie Młodego do spania, bo rodzice już wtedy śpią i mają wszystko w dupie), a wstaję około 8 najpóźniej o dziewiątej. Może raz czy dwa zaspałam do 11. Ostatnio najbardziej drażliwą kwestią są rowery. Naprawdę lubię jeździć na rowerze, ale rodzice skutecznie to obrzydzają. MUSIMY jechać, MUSIMY  trenować, MUSIMY zrobić tyle i tyle kilometrów. Może się mylę, ale wydaje mi się, że to aktywny wypoczynek, rodzaj relaksu, zabawy i forma wspólnego spędzania czasu, a nie do kurwy nędzy kolejny obowiązek! Obowiązków mam absolutnie dość. Dzieciaki też nie podchodzą do tego z należnym entuzjazmem, co jest podobno moją winą bo mnie naśladują. Czy to naprawdę takie dziwne, że 12-latek któremu powie się, że musi jechać na rower stawi opór?! Jest dzieckiem i tak robią dzieci. Także się przekomarzają i robienie afery z drobnej kłótni Lapo i Młodego jest po prostu niedorzeczne. Wszystkie nasze wspólne wyjazdy to piekło, bo są obowiązkiem. Narty, rowery, wakacje, chodzenie po górach. Zaczyna się zawsze tak samo. Ojciec wpada rozwścieczony, wrzeszcząc czemu się nie zbieramy. Jest gdzieś koło południa. Ja jestem na nogach już 4 czy 5 godzin, a on zaledwie godzinę. A my oczywiście nic nie wiedzieliśmy bo nic nam nie powiedział. Cóż za niespodzianka, że nie czytam rodzicom w myślach! Potem kilkugodzinne gruntowne przygotowania, bo nawet drobny wyjazd musi być w najmniejszych szczegółach przygotowany. Zero spontaniczności, przygody! Zachowujemy się jak stare dziadki! Wszyscy wzajemnie się oskarżają o jakieś opóźnienia czy błędu, a po co?! To przecież ma być zabawa a nie kara! Te przygotowanie to przerost formy nad treścią. Mieliśmy jeździć na rowerze, więc każdy ma rower dopasowany do potrzeb wymiarów itp, kask, strój kolarski, mamy GPS na rower, bidony, bagażniki i sakwy. I po co to wszystko?! Potem mówię,że chciałabym pojechać na basen to jest wielki foch, bo przecież mam rower! A na rowerze się nie męczę. Jestem tylko spocona, brudna, pokłuta przez jeżyny i pokrzywy, posiniaczona i wściekła po kolejnej kłótni. Nie, dziękuję! Raz na jakiś czas potrzebuję odmiany. Sama nie mogę pojechać, bo prawka nie mam, a rower mogą ukraść! I jeszcze jazda po drodze, a nie chodniku! Autobus nie, bo przecież rzadko jeździ. Nikt nas nie zabierze, bo oni nie chcę się naginać do naszych zachcianek. Podstawowym problemem jest to, że rodzice traktują nas jak karę i ciężar. Uważają, że mają obowiązek wszędzie jeździć z nami, a my z nimi. Jak się zaproponuje, żeby sami jechali, to jest foch, że my ich nie kochamy, a oni sobie żyły wypruwają, żeby nam dogodzić itp. Prawda jest taka, że chcą żebyśmy realizowali ich plany jako swoje. Dla przykładu: wczoraj ojciec mi wypomniał, że w moim wieku miał małą złotą odznakę PTTK. A ja nie mam takich ambicji co godzi w jego ojcowską dumę. Ale zapomniał, że a) on olewał szkołę, chodził na wagary i nie poszedł do liceum tylko do zawodówki, ja się sumiennie uczyłam b)wielokrotnie powtarzał, że odznaki to debilizm, c) nie mogę sama wyjść do koleżanki 500m dalej, a co dopiero w góry.
Przysięgam ostatnie już dzisiaj żale. Wczoraj także zapytał, czy na pewno chcę być lekarzem, bo nie jestem tak sumienna jak moja matka, poza tym stracę całe życie na naukę. Jakby były mi potrzebne kolejne wątpliwości! Od 6 lat to był plan - dostać sie na medycynę. Teraz czekam na wyniki matur i mam złe przeczucia, boję się choć staram się tego nie okazywać, a on mi takie coś strzela! Nie wiem co zrobię jak się nie dostanę. Jedno jest pewne, nie wytrzymam kolnego roku w tej popieprzonej rodzinie. Strzelę se w łeb, powieszę się, ucieknę, łyknę za dużo tabletek nasennych, nie wiem, ale ani dzień dłużej niż to konieczne nie zostanę.
Koniec marudzenia. Jeśli ktokolwiek doczytał to tego miejsca, szczerze współczuję. Lepiej mi, bo mogłam to z siebie wyrzucić. Dzięki o internecie za wysłuchanie.

Piosenka na dziś: Skid Row "Get the fuck out"

10 komentarzy:

  1. A ja doczytałam! Może ta propozycja koloni to aluzja, że tam możesz zacząć uprawiać seks i stać się znośniejsza dla otoczenia? :D Swoją drogą nie wiem jak tak można dziecku powiedzieć... Chyba wiem co przeżywasz. Trzymaj się! :* Niedługo wyprowadzisz się na studia i przestanie Cię to bezpośrednio dotykać :) Gdybyś chciała pomarudzić to ZAWSZE możesz napisać na gg. Postaram się częściej wchodzić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na gg musiałabyś przeczytać, a tu możesz udawać, że nie widziałaś nowego wpisu ;). Mam nadzieję że obie się dostaniemy i wyjedziemy od naszych problemów w siną dal.

      Usuń
    2. No proszę Cię, to mnie absolutnie nie przekonuje :P zawsze mogę udawać, że gg się popsuło i nie przeczytam :D żart!
      Jak matura? Trzymałam kciuki za Ciebie :)

      Usuń
  2. Ja też doczytałam ;) Powiem Ci szczerze, że ja bym nie wytrzymała... Ja jestem sama i tak na prawdę potrafię czasami pokłócić się z moimi rodzicami 4 razy dziennie, ale to chyba tylko dlatego że ja i mama mamy raczej konfliktowy charakter... Ale ogólnie to jest fajnie... A tak co do tych "wycieczkach" rowerowych to ja nie raz bym dużo dała, żeby moi rodzice powiedzieli: jedziemy na rower i nie ma odmowy... Bo tak na prawdę mój tata pracuje cały dzień, mama tez wraca zmęczona po 17 i pracuje tez w soboty, a w niedziele jeździ do mojej babci bo ta jest w "ośrodku pomocy" bo jest po wylewie i tam ma lepiej... wiec tak na prawdę widzę ich tylko wieczorami... I to ja raczej muszę ich nakłaniać żebyśmy gdzieś wyjechali, a wspólne wakacje to jest jedyna rzecz na jaką czekam podczas wakacji... Ale szczerze to nie wytrzymała bym stałej kontroli... Też mam swoje auto (co ma swoje plusy - wszędzie mogę sobie dojechać i minusy - sama sobie płace za paliwo...) I zazwyczaj wychodzę i mówię, że wrócę późno i nikt na szczęście nie wydzwania, ani nic ;) Trochę się rozpisałam... A co do kolonii to może to dobry pomysł, żeby wyrwać się z domu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję twoim rodzicom takiego zapracowania. Z drugiej strony (egoistycznie patrząc) masz dzięki temu więcej wolności). Moja mama pracuje do 18 i 24h/dobę jest "na telefon", ale i tak ma największe zacięcie do wyjazdów. Tata niestety wraca około 15 i zaczyna się rządzić.
      Co do kolonii. Typ jestem aspołeczny i kontakty z ludźmi twarzą w twarz są dla mnie ekstremalnie trudne i męczące. Unikam tego jak mogę.

      Usuń
  3. Z tym seksem to faktycznie nabił, a nie wystrzelił... Co do studiów - planujesz studiować w swoim mieście czy miejscu oddalonym o ileś kilometrów od domu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleko, jak najdalej: Wrocław (3 godziny jazdy pociągiem), Kraków (3-4 godziny) w najgorszym razie Katowice (godzina)

      Usuń
  4. MASZ WYNIKI Z MATURY? KAJA KAJA KAJA KAJA ALE SIE NIECIERPLIWIE. JAK BEDZIESZ MIALA TO NAPISZ NA BLOGU ALBO NAPISZ MEJLA PROSZE PROSZE PROSZE :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha to skowron jak by co :)

      Usuń
    2. Nie Skowronku kochany, nie mam jeszcze. Na razie mogę tylko powiedzieć, że średnia ogólnokrajowa z matury rozszerzonej z biologii to 60 punktów.
      Swoje wyniki idę odebrać dzisiaj po 15.

      Usuń