poniedziałek, 10 czerwca 2013

Sesja is coming!


Miałam się odzywać częściej a wyszło jak zwykle, ale już piszę co się ze mną przez ten czas działo.
Przede wszystkim udało mi się po długim i zaciekłym boju zaliczyć wszystko z anatomii. Mam nauczkę na przyszłość, że nie warto się uczyć tak by umieć, tylko rozwiązać giełdy żeby zdać. Sad but true. Kochany pan F. chyba do końca tj. do czwartku myślał, że więcej ze mnie wydusi, ale nie było szans. Nie rozumiałam jego pytań. Są dość specyficzne. Plus jest taki, że do egzaminu już perfekcyjnie umiem czaszkę, krtań i nerwy czaszkowe, a to całkiem spory kawał materiału.
Druga sprawa - biochemia. Widać wszystko muszę zdawać w drugim terminie. Jak raz, jeden, jedyny nie spojrzałam na giełdy z cukrów (bo dotychczas ani jedno pytanie się nie powtórzyło), to kolokwium było z całości z zeszłego roku. Sporo osób nabiło 100%. Poprawę już pisałam i tu wykazałam się charakterystycznym dla mnie logicznym myśleniem - nie było napisane pisać reakcje wzorami to nie napisałam. I nie zdałam. Co też mi strzeliło do tego durnego łba?! Inna sprawa, że 2 inne osoby też tak zrobiły i zaliczyły, ot inny asystent. W tym tygodniu idę poprawiać.
W międzyczasie było jeszcze jedno koło z biochemii - z utleniania biologicznego. To spisałam na straty od razu, bo było 2 dni po chemii, dzień po anatomii i w ostatnim dniu przed sesją, razem z tzw "szkiełkami" z histologii. Taki prezencik na koniec. To też mam zamiar poprawić do końca miesiąca, materiału nie ma wcale tak dużo. 
Chemia. *kilka głębokich wdechów, liczenie do 10* Zbój zgodnie z przewidywaniami był praktycznie nie do zdania. Ciekawą sprawą jest, że zdało dokładnie 30%, inaczej moglibyśmy go unieważnić. Kolejną ciekawostką jest fakt, że wszyscy faceci zdali. Przypadek?
Było 12 ciężkich zadań z treścią, bufory, reakcje z kosmosu (tymina + tymina = ?). MIeliśmy na to 45 minut, ale łaskawie przedłużyła o 10. Nie mogliśmy używać kalkulatorów, ani układu okresowego, bo przecież każdy normalny człowiek liczy logarytm naturalny z 3/4 * 10^-7 w pamięci, prawda?
Zaczęła się więc batalia o drugiego zbója, ale to już materiał na osobną historię. Jak na razie egzaminu nie piszę. 
Ten tydzień jednak zapowiada się znacznie lepiej. Wszystkie zaliczenia typu pierwsza pomoc praktyczna, statystyka medyczna, etyka, psychologia i co najważniejsze, SZKIEŁKA mam zdane i pozostaje mi się grzecznie przygotowywać do anatomii i histologii, a w przerwach robić biochemię :)



Piosenka na dziś to mini western: "She builds quick machine" Velvet Revolver
Miłego słuchania i arrivederci!

8 komentarzy:

  1. Śledzę Twojego bloga już od pewnego czasu, tak samo zresztą jak wcześniej tego "maturalnego" :)

    Gratuluję Tobie wytrwałości, bo pewnie nie jeden zwątpiłby już. Z wolnym czasem to zapewne kiepsko, ale już wkrótce wakacje, to odpoczniesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że pochlebia mi, że ktoś tyle czasu czyta moje wypociny :) Dziękuję za obecność.
    Sama się sobie dziwię, że wytrzymałam te kilka ostatnich tygodni. Chyba dlatego, że w końcu znalazłam swoje miejsce, wiem czego chcę i mogę sama o sobie decydować. To dodaje odwagi i pewności siebie, której zawsze mi brakowało. A w wakacje to będzie jedno wielkie lenistwo! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje ;) i życzę dalszej wytrwałości ;) No i czekam na koleje wpisy informujące o zdanej całkowicie sesji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzienkujem ;) Może jeszcze w międzyczasie coś skrobnę.

      Usuń
    2. Masz na myśli, że studia medyczne są właśnie tym czego chcesz i że to jest właśnie "to"?
      Jeśli tak to życzę wytrwałości, bo na pewno lekko nie jest ;-)

      Usuń
    3. Same studia może nie, ale to co będzie potem...

      Moja dywiza ostatnimi czasy to "nie o to chodzi, żeby było łatwo" ;)

      Usuń
  4. I dewiza jak myślę bardzo dobra ;)

    A jak z wygospodarowaniem czasu wolnego dla siebie? Dajesz radę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie bywa, ale nie jestem z tych co siedzą nad książkami dzień i noc zapominając o całym świecie.

      Usuń